Autor: Miguel Cuartero Samperi - Testa del serpente
11.04.2024
Po (samobójczym) posunięciu Macrona, to Europa obecnie domaga się „zmiany Artykułu III Karty Praw Podstawowych UE, który stwierdza, że «każdy ma prawo do autonomii w podejmowaniu decyzji dotyczących własnego ciała»”.
Jest to decyzja, która wywołuje oburzenie. Prosi o nią wysoce cywilizowana (civilissima) Europa, bastion zachodnich wartości, przykład „pierwszego świata”, rozwiniętego, mądrego, dojrzałego. Prosi o to kontynent, który dwukrotnie doświadczył dwóch wojen światowych w jednym (bardzo niedawnym) stuleciu i który dziś sam jest świadkiem (i podsyca) dwie kolejne wojny na swoim terytorium.
Ze strony katolików wiadomość ta z pewnością zasługuje na uwagę i refleksję. Społeczeństwo, które zapomina o świętości życia i odbiera godność rodzącemu się życiu, niewinnym istotom ludzkim, nie jest bezpiecznym miejscem do życia i zakładania rodziny.
Pomijając nonsensowne i idiotyczne żarty, które słyszeliśmy i słuchaliśmy przez lata, według których Kościół jest niebezpiecznym miejscem dla dzieci, należy z goryczą zauważyć, że Kościół jest obecnie jedynym bezpiecznym miejscem, w którym życie jest bronione od „momentu jego poczęcia aż do naturalnej śmierci”.
Zostało to powtórzone w ostatnich dniach w Deklaracji Dignitas infinita, która poza krytyką za słabe podejście teoretyczne, powtarza w bardzo ostrych słowach, że aborcja jest zbrodnią, która „woła o pomstę do Boga”.
W obliczu tak poważnej sytuacji bardziej niż kiedykolwiek potrzebna jest odwaga, by spojrzeć prawdzie w oczy i nazwać rzeczy po imieniu, bez ulegania wygodnym kompromisom czy pokusie samooszukiwania się. W tym względzie kategorycznie rozbrzmiewa nagana Proroka: «Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy ciemność przemieniają w światłość, a światłość w ciemność» (Iz 5,20) (DI 47).
Franciszek również kilkakrotnie wypowiadał się przeciwko aborcji w bardzo ostrych słowach, zbyt ostrych według niektórych obserwatorów („to jak wynajęcie zabójcy”). Należy jednak zadać sobie pytanie, czy Kościół zrobił wystarczająco dużo, aby zapobiec dryfowi, który obecnie określa jako niezwykle niebezpieczny.
Przez dziesięć lat Kościół głosił społeczną przyjaźń, powszechne braterstwo, globalny pacyfizm i integralną ekologię. W odpowiedzi Europa wykonuje gest parasola i żąda więcej aborcji. Coś poszło nie tak i trzeba to pilnie naprostować.
Tak wiele zainwestowano w tworzenie więzi przyjaźni ze światem, w budowanie mostów, w oferowanie wizerunku Kościoła jako przyjaciela, a nie matki, jako wspólnika, a nie nauczyciela, jako nowoczesnego i wrażliwego na nowości. Jednym słowem, "sympatycznego". Ale wszystko to pozostawiło Kościół i katolików pozbawionymi słowa autorytetu, pochodzącego od Boga, które czasami pali, ale pomaga wzrastać i leczyć.
Rzeczywiście, należy zauważyć, że w ostatnich latach toczyła się walka, nawet w samym Kościele, przeciwko tak kardynalnym koncepcjom, jak „zasady niepodlegające negocjacjom” i „chrześcijańskie korzenie Europy”. Te mocne i niewzruszone zasady i punkty, które Benedykt XVI wielokrotnie powtarzał i podkreślał, są obecnie uważane za drugorzędne, jako pozostałości po bitwie kulturowej, nie tyle przegranej, po prostu: bezużyteczne i szkodliwe.
Wymowne, że właśnie w tych dniach ukazała się książka zatytułowana „Mit chrześcijańskich korzeni Europy” (Einaudi). Autor (Sante Lesti) uważa chrześcijańskie korzenie Europy za „mit tożsamościowo-historyczny”, drogi Janowi Pawłowi II i Benedyktowi XVI oraz tym, którzy „twierdzą, że mówią nam nie tylko skąd pochodzimy, ale także kim jesteśmy, a przede wszystkim, kim nie możemy nie być”. Corriere z entuzjazmem poświęca mu dwie strony i umieszcza papieża Franciszka (kilof) w tytule. „Słabnący mit. Wizja papieża Franciszka na temat «chrześcijańskich korzeni»”, dumnie obwieszcza Paolo Mieli.
W wywiadzie dla Il Manifesto autor powiedział coś, co brzmi niepokojąco.
Trwa ponowna refleksja. Bez wątpienia zmieniły się priorytety, a walka o niezbywalne zasady nie jest już gwiazdą polarną. Zamiast tego przyjmowanie migrantów, solidarność społeczna i obrona środowiska zajmują znacznie więcej miejsca w przemówieniach papieża na temat Europy.
Jest to niepokojące z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że tak właśnie postrzegany jest dziś Kościół i obecny pontyfikat, w sensie zerwania z tożsamościową i nietolerancyjną przeszłością oraz w nowej postawie otwartości i słuchania, jeśli nie akceptacji, wymagań, wyborów, priorytetów i mód współczesnego społeczeństwa.
Drugim powodem, dla którego słowa te są niepokojące, jest to, że nie są one dalekie od prawdy. W Kościele „zmieniły się właściwości”. Dowodem na to są wypowiedzi biskupów, stanowiska Watykanu (lub ich brak), ale także milczenie i laissez faire, poprzez które pokazuje się bardziej ludzkie, bardziej sympatyczne i przyjazne oblicze. Dowodem na to jest pożądana rewizja projektu Dignitas infinita, która przywróciła porządek i różnorodność priorytetów (patrz DI, Prezentacja).
Słowa św. Augustyna zacytowane przez Benedykta XVI w niemieckim parlamencie federalnym w 2011 r. powracają dziś na pierwszy plan: „Zabierzcie prawo, a wtedy co odróżni państwo od wielkiej bandy rozbójników?” (De Civitate Dei).
Ratzinger pisał w 1987 r.: „Uznanie świętości ludzkiego życia i jego nienaruszalności bez wyjątku nie jest zatem małym problemem ani kwestią, którą można uznać za względną, ze względu na pluralizm opinii obecnych we współczesnym społeczeństwie". Żądanie tak wielu praw ze szkodą dla życia niewinnej istoty ludzkiej czyni człowieka „ślepym na prawo do życia drugiego człowieka”, stąd „każda legalizacja aborcji implikuje zatem ideę, że to siła jest podstawą prawa”. W ten sposób „same fundamenty autentycznej demokracji opartej na porządku sprawiedliwości zostają podważone”. W rzeczywistości, kontynuuje Ratzinger, „moralność zawsze żyje na piśmie w szerszym horyzoncie religijnym (...) poza tym środowiskiem staje się zaduszona i formalna, słabnie i umiera”.
Dlatego też Europa, która wyparła się swoich chrześcijańskich korzeni, jest Europą bez korzeni i bez przyszłości.