Rozpoczął się okres Wielkiego Postu. Czas przygotowujący nas do świętowania Zmartwychwstania Chrystusa. Czas pokuty, czas wzmożonej modlitwy, jałmużny i postu.
To również czas, w którym Bóg pragnie przekonać mnie o dwóch zasadniczych sprawach. Po pierwsze o tym, że jestem grzesznikiem; i po drugie - że Bóg mnie kocha jako grzesznika.
Zobaczyć w sobie grzech, zobaczyć, że wcale nie chce mi się być wiernym Chrystusowi, że wcale nie po drodze mi z byciem uczniem Chrystusa. A nie jest tak? Tyle faktów z codzienności, tyle decyzji., które całymi sobą krzyczą: nie mamy nic wspólnego z Chrystusem, przeciwnie wręcz: jesteśmy anty-Boskie. Ale oczywiście - wchodzę w nie, łykam jak ciepłe bułki...
Wielki Post ma tę funkcję demaskowania mojego starego człowieka. Właśnie poprzez te postne praktyki: modlitwę, post i jałmużnę... Gdy tylko trochę zawalczy się z samym sobą, to natychmiast wyłażą demony starego człowieka; gdy tylko trochę poczuję smak wyrzeczenia, trud uśmiercania starego człowieka, to momentalnie wynurza się demoniczna natura Sylwestra P. A więc zobaczyć w sobie, jak w lustrze, że jestem grzesznikiem. Zobaczyć, że co innego deklarowane zobowiązania, a co innego fakty...
Zobaczyć w sobie zło - to trudne. Trudne z wielu powodów. Na przykład dlatego, że w modzie jest raczej uwypuklanie swoich sukcesów; pokazać swój błąd - to punkt dla konkurenta... W sytuacji odsłonienia swojej słabości zapanowuje krępująca cisza. Nie chodzi tu oczywiście o jakiś duchowy ekshibicjonizm, ale tak normalnie... w rozmowie po prostu: wiesz, nie radzę sobie z tym i z tym..., ja słaby jestem, dupek po prostu...; Bo dziś wszyscy, to supermeni są, bez skazy, bez uszczerbku, doskonali wręcz. Nie ma miejsca dla słabych, taka współczesna kapitalistyczna (faszystowska) eliminacja. Tylko potem, wieczorem, w ciszy i ciemności - to często płacz i smutek, i kieliszek, aby do rana, do następnego dnia udawania, pozy. To wieczorna chwila szczerości; co z tego, że samemu, co z tego, że łzy i nie akceptacja swego oblicza w lustrze. Albo - powszechniejszy azyl - imprezy, nocne życie, aby jakoś zapchać tę nieznośną samotność.
A Kościół przychodzi z tą dobrą Nowiną: nie bój się zobaczyć w sobie zła, nie bój się dostrzec tego starego człowieka, który ma się całkiem dobrze, bo całkiem dobrze jest odżywiany przez grzeszny styl życia (pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo). Bo Bóg przebaczył Twoje grzechy w Swoim Synu, Jezusie Chrystusie.
I tu właśnie przychodzi ten drugi moment: Po stanięciu w prawdzie, że jestem grzesznikiem, słyszę wspaniałą nowinę: Bóg mnie kocha jako grzesznika. Jezus Chrystus zstępuje do piekła moich grzechów i wyprowadza mnie do nowego życia. Tu nie ma wypominek w stylu: a ty taki i owaki - ty grzeszniku, ty świnio, ty zdrajco, ty niewdzięczniku... Tutaj słychać tylko pytanie: czy miłujesz mnie? Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Odwagi, Synu, wstań, nie lękaj się, wiem, że upadłeś, że dałeś znów się nabrać Złemu, ale nie lękaj się, oto moja miłość, darmowa miłość, której nie ma nikt na świecie. Kocham Cię jako grzesznika, rozumiesz?
Kościół niesie tę Dobrą Nowinę: Bóg kocha grzesznika, Chrystus umarł i zmartwychwstał - a więc wszystkie grzechy są przebaczone, Bóg nie ma pretensji i daje nowe życie.
Bo w świecie przestępcy, mordercy, oszusta, złodzieja - nie kocha nikt. A tu, w Kościele jest wręcz przeciwnie - Bóg kocha największego szmaciarza i ściga go swoją miłością. W Jego oczach nikt nie jest przegrany. Ostatnie słowo należy do miłości. Ostatnie słowo należy do Boga, więc zamilczmy i pozwólmu Jemu mówić: KOCHAM KAŻDEGO GRZESZNIKA!!!!!!!!!!
Zobaczyć w sobie grzech, zobaczyć, że wcale nie chce mi się być wiernym Chrystusowi, że wcale nie po drodze mi z byciem uczniem Chrystusa. A nie jest tak? Tyle faktów z codzienności, tyle decyzji., które całymi sobą krzyczą: nie mamy nic wspólnego z Chrystusem, przeciwnie wręcz: jesteśmy anty-Boskie. Ale oczywiście - wchodzę w nie, łykam jak ciepłe bułki...
Wielki Post ma tę funkcję demaskowania mojego starego człowieka. Właśnie poprzez te postne praktyki: modlitwę, post i jałmużnę... Gdy tylko trochę zawalczy się z samym sobą, to natychmiast wyłażą demony starego człowieka; gdy tylko trochę poczuję smak wyrzeczenia, trud uśmiercania starego człowieka, to momentalnie wynurza się demoniczna natura Sylwestra P. A więc zobaczyć w sobie, jak w lustrze, że jestem grzesznikiem. Zobaczyć, że co innego deklarowane zobowiązania, a co innego fakty...
Zobaczyć w sobie zło - to trudne. Trudne z wielu powodów. Na przykład dlatego, że w modzie jest raczej uwypuklanie swoich sukcesów; pokazać swój błąd - to punkt dla konkurenta... W sytuacji odsłonienia swojej słabości zapanowuje krępująca cisza. Nie chodzi tu oczywiście o jakiś duchowy ekshibicjonizm, ale tak normalnie... w rozmowie po prostu: wiesz, nie radzę sobie z tym i z tym..., ja słaby jestem, dupek po prostu...; Bo dziś wszyscy, to supermeni są, bez skazy, bez uszczerbku, doskonali wręcz. Nie ma miejsca dla słabych, taka współczesna kapitalistyczna (faszystowska) eliminacja. Tylko potem, wieczorem, w ciszy i ciemności - to często płacz i smutek, i kieliszek, aby do rana, do następnego dnia udawania, pozy. To wieczorna chwila szczerości; co z tego, że samemu, co z tego, że łzy i nie akceptacja swego oblicza w lustrze. Albo - powszechniejszy azyl - imprezy, nocne życie, aby jakoś zapchać tę nieznośną samotność.
A Kościół przychodzi z tą dobrą Nowiną: nie bój się zobaczyć w sobie zła, nie bój się dostrzec tego starego człowieka, który ma się całkiem dobrze, bo całkiem dobrze jest odżywiany przez grzeszny styl życia (pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo). Bo Bóg przebaczył Twoje grzechy w Swoim Synu, Jezusie Chrystusie.
I tu właśnie przychodzi ten drugi moment: Po stanięciu w prawdzie, że jestem grzesznikiem, słyszę wspaniałą nowinę: Bóg mnie kocha jako grzesznika. Jezus Chrystus zstępuje do piekła moich grzechów i wyprowadza mnie do nowego życia. Tu nie ma wypominek w stylu: a ty taki i owaki - ty grzeszniku, ty świnio, ty zdrajco, ty niewdzięczniku... Tutaj słychać tylko pytanie: czy miłujesz mnie? Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Odwagi, Synu, wstań, nie lękaj się, wiem, że upadłeś, że dałeś znów się nabrać Złemu, ale nie lękaj się, oto moja miłość, darmowa miłość, której nie ma nikt na świecie. Kocham Cię jako grzesznika, rozumiesz?
Kościół niesie tę Dobrą Nowinę: Bóg kocha grzesznika, Chrystus umarł i zmartwychwstał - a więc wszystkie grzechy są przebaczone, Bóg nie ma pretensji i daje nowe życie.
Bo w świecie przestępcy, mordercy, oszusta, złodzieja - nie kocha nikt. A tu, w Kościele jest wręcz przeciwnie - Bóg kocha największego szmaciarza i ściga go swoją miłością. W Jego oczach nikt nie jest przegrany. Ostatnie słowo należy do miłości. Ostatnie słowo należy do Boga, więc zamilczmy i pozwólmu Jemu mówić: KOCHAM KAŻDEGO GRZESZNIKA!!!!!!!!!!
mocne...no i prawdziwe. Nie trzeba szukać daleko, żeby się o tym przekonać...wystarczy lustro i chwila refleksji nad sobą i nad swoim życiem.
OdpowiedzUsuń"Ostatnie słowo należy do Boga, więc zamilczmy i pozwólmu Jemu mówić: KOCHAM KAŻDEGO GRZESZNIKA!!!!!!!!!!"
Przednie zdanie.
Ciągle staram się w to wierzyć, że kocha mnie jako grzesznika...
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie.