Pokazywanie postów oznaczonych etykietą liturgia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą liturgia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 lipca 2020

Wartościowe cytaty (10)

Bella V. Dodd, Szkoła ciemności, Wydawnictwo AA, Kraków 2020, s. 277-278.

«Kościół był zatłoczony. Wszystkie miejsca zajęte. Prawie nie było gdzie stać – ludzie szczelnie wypełnili nawy. Stałam tak w tłoku, w połowie drogi między ołtarzem a chórem. Zaczęła się Msza. Z chóru popłynęły kolędy. Trzej księża w białych ornatach sprawowali starożytny rytuał. Dzwon zadzwonił trzy razy, ludzie padli na kolana w uwielbieniu. Patrzyłam na twarze pogrążone w łagodnym świetle, nabożne i pełne wdzięczności. Zrozumiałam, że to właśnie tu, wokół mnie były te masy, których tak długo szukałam; które chciałam kochać i pomagać im. Tu było to, czego na próżno szukałam w Partii Komunistycznej: prawdziwe braterstwo wszystkich ludzi. Tu byli mężczyźni i kobiety wszystkich ras i pozycji społecznych, w różnym wieku, połączeni miłością Boga. Tutaj braterstwo ludzi nabierało znaczenia. Modliłam się. – Boże, pomóż mi – powtarzałam w kółko. Tej nocy, po Pasterce, długo jeszcze spacerowałam ulicami Nowego Jorku, zanim wróciłam do mojego  pokoiku. Nie zauważałam mijających mnie ludzi. Byłam tak samo sama, jak już od dawna. Ale tlił się we mnie ciepły płomyczek nadziei. Wiedziałam, że prowadzona przez Gwiazdę coraz bardziej zbliżam się do domu».

sobota, 5 listopada 2016

Nowa Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary dotycząca pochówku ciał zmarłych oraz przechowywania prochów w przypadku kremacji


Trumna z ciałem św. Jana Pawła II
Dobrze, że pojawił się ten dokument. Przypomina istotę chrześcijańskiego pogrzebu, zamyka również drogę różnym nadużyciom, o których coraz częściej się słyszało przy okazji kremacji (np w Szwajcarii można zamówić sobie biżuterię, która składa się ze skremowanych szczątków Zmarłych). 

Piękny jest ten moment, który mówi o Zmarłym chrześcijaninie jako o "dziecku łaski:

Kościół, który jak Matka towarzyszył chrześcijaninowi podczas jego ziemskiej pielgrzymki, ofiaruje Ojcu, w Chrystusie, dziecko Jego łaski i powierza ziemi jego śmiertelne szczątki w nadziei, że zmartwychwstanie w chwale
Liturgia pogrzebowa może stać się bardzo dobrym momentem ewangelizacyjnym. Nie tylko z powodu doświadczenia śmierci kogoś bliskiego, obecnego przy tym smutku czy refleksji nad własnym końcem. To jest ważne, ale doświadczenie to musi być wsparte pięknem liturgii pogrzebowej, która ukazuje nadzieję zmartwychwstania oraz otacza szacunkiem doczesne szczątki osoby zmarłej. Piękność śpiewu oraz znaków liturgicznych, homilia, okadzenie i pokropienie trumny - wszystko to może pomóc obecnym w przylgnięciu do Chrystusa, dawcy życia.

Przytaczam tekst Instrukcji

Instrukcja Ad resurgendum cum Christodotycząca pochówku ciał zmarłych
oraz przechowywania prochów w przypadku kremacji

1. Aby zmartwychwstać z Chrystusem, należy umrzeć z Chrystusem, należy “opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana” (2 Kor 5,8). W instrukcji Piam et constantem z dnia 5 lipca 1963 roku, ówczesne Święte Oficjum ustanowiło, by “wiernie dochowywać zwyczaju grzebania ciał wiernych zmarłych”, dodając jednak, że kremacja nie jest “sama w sobie sprzeczna z religią chrześcijańską” i aby nie odmawiano już sakramentów i uroczystości pogrzebowych tym, którzy poprosili o kremację po śmierci, pod warunkiem, że wybór ten nie był podyktowany wolą “odrzucenia chrześcijańskich dogmatów, albo w duchu sekciarskim, albo też pod wpływem nienawiści wobec religii katolickiej i Kościoła”.1 Owa zmiana dyscypliny kościelnej została później wprowadzona do Kodeksu Prawa Kanonicznego (1983) oraz do Kodeksu Kanonów Kościołów Wschodnich (1990).

Tymczasem praktyka kremacji rozpowszechniła się znacząco w dużej liczbie krajów, ale jednocześnie rozpowszechniły się także nowe idee, sprzeczne z wiarą Kościoła. Po dokładnym wysłuchaniu Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, Papieskiej Rady ds. Tekstów Prawnych oraz licznych Konferencji Episkopatów i Synodów Biskupich Kościołów Wschodnich, Kongregacja Nauki Wiary uznała za właściwe opublikować nową Instrukcję, w celu potwierdzenia przyczyn doktrynalnych i duszpasterskich, dla których preferuje się pochówek ciał, oraz wydać normy dotyczące przechowywania prochów w przypadku kremacji.


2. Zmartwychwstanie Jezusa jest kulminacyjną prawdą wiary chrześcijańskiej, głoszoną jako zasadnicza część Tajemnicy Paschalnej od samych początków chrześcijaństwa: “Przekazałem wam to, co przejąłem: że Chrystus umarł - zgodnie z Pismem - za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu” (1 Kor 15,3-5).

Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, Chrystus uwolnił nas od grzechu i dał nam dostęp do nowego życia: “Jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca, także i my możemy wkroczyć w nowe życie” (Rz 6,4). Ponadto, Chrystus zmartwychwstały jest początkiem i źródłem naszego przyszłego zmartwychwstania: “Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli...; i jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni” (1 Kor 15,20–22).

Jeśli prawdą jest, że Chrystus wskrzesi nas “w dniu ostatecznym”, jest również prawdą, pod pewnym względem, że już zmartwychwstaliśmy z Chrystusem. Przez chrzest bowiem jesteśmy zanurzeni w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa i sakramentalnie do Niego upodobnieni: “jako razem z Nim pogrzebani w chrzcie, w którym też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił” (Kol 2,12). Zjednoczeni z Chrystusem przez chrzest, już teraz uczestniczymy w sposób rzeczywisty w życiu Chrystusa zmartwychwstałego (por. Ef 2,6).

Dzięki Chrystusowi w chrześcijaństwie śmierć ma znaczenie pozytywne. Kościół w liturgii modli się: “Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.2 Z chwilą śmierci dusza zostaje oddzielona od ciała, ale w zmartwychwstaniu Bóg przywróci niezniszczalne życie naszemu przekształconemu ciału, jednocząc je ponownie z naszą duszą. Również w naszych czasach Kościół wezwany jest do głoszenia wiary w zmartwychwstanie: “Zmartwychwstanie zmarłych jest wiarą chrześcijan: wierząc w nie nimi jesteśmy”.3


3. Idąc za starodawną tradycją chrześcijańską, Kościół usilnie zaleca, by ciała zmarłych chowane były na cmentarzu lub w miejscu świętym.4

We wspomnieniu śmierci, pogrzebania i zmartwychwstania Pana, tajemnicy w świetle której objawia się chrześcijański sens śmierci,5 pochówek jest przede wszystkim najbardziej odpowiednią formą wyrażenia wiary i nadziei w zmartwychwstanie ciała.6

Kościół, który jak Matka towarzyszył chrześcijaninowi podczas jego ziemskiej pielgrzymki, ofiaruje Ojcu, w Chrystusie, dziecko Jego łaski i powierza ziemi jego śmiertelne szczątki w nadziei, że zmartwychwstanie w chwale.7

Grzebiąc ciała wiernych zmarłych, Kościół potwierdza wiarę w zmartwychwstanie ciała8 i zamierza uwydatnić wysoką godność ludzkiego ciała, jako nierozłącznej części osoby, której historię to ciało współdzieli.9 Nie może zatem pozwolić na postawy i obrzędy, które uwzględniają błędne pojęcie śmierci, postrzeganej zarówno jako ostateczne unicestwienie osoby, jak i chwilę jej fuzji z matką naturą lub ze wszechświatem, jako etap w procesie reinkarnacji, lub też jako ostateczne wyzwolenie z ”więzienia” ciała.

Ponadto pochówek na cmentarzach lub w innych miejscach świętych właściwie odpowiada współczuciu i szacunkowi, jakie należą się ciałom zmarłych wiernych, które przez chrzest stały się świątynią Ducha Świętego i którymi, “jak narzędziami i naczyniami, w sposób święty posłużył się Duch Święty, aby dokonać wielu dobrych dzieł”.10

Sprawiedliwy Tobiasz wychwalany jest za zasługi zdobyte wobec Boga przez to, że grzebał zmarłych,11 a Kościół uważa pochówek zmarłych za dzieło miłosierdzia wobec ciała.12

Na koniec wreszcie pochówek ciał wiernych zmarłych na cmentarzach lub w innych miejscach świętych sprzyja pamięci i modlitwie za zmarłych ze strony rodziny i całej wspólnoty chrześcijańskiej, jak też czczenia męczenników i świętych.

Przez pochówek ciał na cmentarzach, w kościołach czy na terenach do tego przystosowanych, tradycja chrześcijańska strzegła wspólnoty między żywymi i umarłymi, i przeciwstawiała się tendencji ukrywania lub prywatyzowania wydarzenia śmierci oraz znaczenia, jakie ma ona dla chrześcijan.


4. Tam, gdzie przyczyny typu higienicznego, ekonomicznego lub społecznego prowadzą do wyboru kremacji - wyboru, który nie może być sprzeczny z jasno wyrażoną wolą zmarłego, lub z jego wolą niebezpodstawnie domniemaną - Kościół nie dostrzega przyczyn doktrynalnych, by zakazać takiej praktyki, jako że kremacja zwłok nie dotyka duszy i nie uniemożliwia boskiej wszechmocy wskrzeszenia ciała, a więc nie zawiera obiektywnego zaprzeczenia doktryny chrześcijańskiej na temat nieśmiertelności duszy i zmartwychwstania ciała.13

Kościół nadal preferuje pochówek ciał, jako że w ten sposób okazuje się większy szacunek zmarłym; kremacja jednak nie jest zakazana, “chyba że została wybrana z powodów sprzecznych z nauką chrześcijańską”.14

W przypadku braku motywacji sprzecznych z doktryną chrześcijańską, Kościół, po odprawieniu uroczystości pogrzebowych, towarzyszy w kremacji przez właściwe wskazówki liturgiczne i duszpasterskie, dokładając szczególnej troski, by unikać wszelkiego rodzaju skandalu czy obojętności religijnej.


5. Kiedy z uzasadnionych przyczyn dokonuje się wyboru kremacji zwłok, prochy zmarłego muszą być przechowywane z zasady w miejscu świętym, czyli na cmentarzu, lub jeśli trzeba w kościele albo na terenie przeznaczonym na ten cel przez odpowiednie władze kościelne.

Od samego początku chrześcijanie pragnęli, by ich zmarli byli obiektem modlitw i wspomnień wspólnoty chrześcijańskiej. Ich groby stawały się miejscami modlitwy, pamięci i zadumy. Zmarli wierni są częścią Kościoła, który wierzy we wspólnotę “tych, którzy pielgrzymują na ziemi, zmarłych, którzy jeszcze oczyszczają się, oraz tych, którzy cieszą się już szczęściem nieba; wszyscy łączą się w jeden Kościół”.15

Przechowywanie prochów w miejscu świętym może przyczynić się do zmniejszenia ryzyka odsunięcia zmarłych od modlitwy i pamięci krewnych i wspólnoty chrześcijańskiej. W ten sposób ponadto unika się możliwych sytuacji zapomnienia czy braku szacunku, jakie mogą mieć miejsce przede wszystkim po przeminięciu pierwszego pokolenia, jak również nieodpowiednich czy przesądnych praktyk.


6. Z wyżej wymienionych powodów przechowywanie prochów w miejscu zamieszkania nie jest dozwolone. Jedynie w przypadku ważnych i wyjątkowych okoliczności, zależnych od uwarunkowań kulturalnych o charakterze lokalnym, Ordynariusz, w porozumieniu z Konferencją Episkopatu lub Synodem Biskupów Kościołów Wschodnich, może udzielić zezwolenia na przechowywanie prochów w miejscu zamieszkania. Prochy jednak nie mogą być rozdzielane między poszczególne ogniska rodzinne i zawsze należy zapewniać im szacunek oraz odpowiednie warunki przechowywania.


7. Aby uniknąć wszelkiego rodzaju dwuznaczności o charakterze panteistycznym, naturalistycznym czy nihilistycznym, nie należy zezwalać na rozrzucanie prochów w powietrzu, na ziemi lub w wodzie albo w inny sposób, ani też przerabianie kremowanych prochów na pamiątki, biżuterię czy inne przedmioty, pamiętając, że w stosunku do tego typu postępowania nie można brać pod uwagę przyczyn higienicznych, społecznych czy ekonomicznych, które mogą prowadzić do wyboru kremacji.


8. W przypadku gdy zmarły notorycznie żądał kremacji i rozrzucenia własnych prochów w naturze z powodów sprzecznych z wiarą chrześcijańską, należy, zgodnie z prawem, odmówić przeprowadzenia uroczystości pogrzebowych.16


W czasie audiencji udzielonej w dniu 18 marca 2016 roku niżej podpisanemu Kardynałowi Prefektowi, Ojciec Święty Franciszek zatwierdził niniejszą Instrukcję, przyjętą podczas Sesji Zwyczajnej w tej Kongregacji w dniu 2 marca 2016 roku, i polecił ją opublikować.


Rzym, w siedzibie Kongregacji Nauki Wiary, 15 sierpnia 2016 roku, w Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Gerhard Kard. Müller
Prefekt
Luis F. Ladaria, S.I.
Arcybiskup tytularny Thibica
Sekretarz


____________________
1. AAS 56 (1964), 822-823.
2. Mszał Rzymski, Prefacja o zmarłych, I.
3. Tertulian, De resurrectione carnis, 1,1: CCL 2, 921.
4. Por. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1176, § 3; kan. 1205; CCEO, kan. 876, § 3; kan. 868.
5. Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1681.
6. Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2300.
7. Por. 1 Kor 15,42-44; Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 1683.
8. Por. Święty Augustyn, De cura pro mortuis gerenda, 3, 5: CSEL 41, 628.
9. Por. Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska Gaudium et spes, nr 14.
10. Por. Święty Augustyn, De cura pro mortuis gerenda, 3, 5: CSEL 41, 627.
11. Por. Tb 2, 9; 12, 12.
12. Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2300.
13. Por. Najwyższa Święta Kongregacja Świętego Oficjum, Instrukcja Piam et constantem, 5 lipca 1963: AAS 56 (1964), 822.
14. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1176, § 3; por. Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich, kan. 876, § 3.
15. Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 962.
16. Kodeks Prawa Kanonicznego, kan. 1184; Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich, kan. 876, § 3.

Tekst za: https://press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2016/10/25/0761/01683.html#POL

środa, 11 listopada 2015

Kilka myśli na XXXIII Niedzielę Zwykłą

XXXIII niedziela zwykła, to przedostatnia niedziela roku liturgicznego. W czytaniach mszalnych w tych dniach daje się odczuć pewne napięcie, oczekiwanie. Stopniowo wyłania się z nich prawda o przewidzianym przez Boga ostatecznym losie świata i człowieka. Schyłek roku liturgicznego ma nam przypominać o naszym powołaniu do wieczności, o przemijalności i kruchości świata oraz naszych małych „światów”.

Dzisiejsze czytania, zarówno z Księgi Daniela, jak i z Ewangelii wg św. Marka kreśląc apokaliptyczne wizje pewnego końca, chcą nam powiedzieć, że istnieje kres wyznaczony przez Bożą opatrzność. Dzieje świata, tak bardzo zagmatwane i tragiczne, są – mimo naszych częstych wątpliwości – prowadzone przez Boga ku ostatecznemu celowi, ku pojawieniu się Jego królestwa.

Pierwsze czytanie dodaje nam odwagi – co jest zwłaszcza ważne w tym listopadowym okresie refleksji nad życiem i śmiercią, wspomnień naszych bliskich, którzy przekroczyli już próg wieczności – że zmartwychwstaniemy, że dobry Bóg po naszej śmierci pewnego dnia ponownie wypowie nad nami nasze imię, które jest przecież zapisane w księdze życia. Zawarta w tym czytaniu przestroga o możliwości wiecznego potępienia nie ma na celu straszenia nas, wpędzania w poczucie lęku i winy. 

Dojrzałość chrześcijańska przejawia się w świadomości, że będę musiał odpowiedzieć za moje czyny popełnione podczas życia. Czyny dobre będą wynagrodzone, za czyny złe, za grzechy i nieprawości muszę pokutować – czy to już tu na ziemi, czy też kiedyś, przed Bożym majestatem. Zawsze wraca do mnie wówczas ten obraz z katechez Izraela, że oto na sądzie ostatecznym anioł Boży ukaże mi ampułkę ze łzami osób, które przeze mnie płakały, którym zadałem ból i cierpienie. Nie możemy nigdy tracić z oczu tej perspektywy wieczności.

Ale to słowo, oprócz wymiaru pewnej przestrogi, jest również zachętą do świętego życia, opartego o sprawiedliwość i miłość, o przeżywanie swojej codzienności w pokorze i prostocie, w służbie Bogu i bliźnim, w uwielbieniu Boga za najprostsze przejawy Jego obecności. Żyjąc w ten sposób, nie będziemy lękali się przyszłości, będziemy szli ku wieczności z odwagą, jak po obiecaną nagrodę, jak na spotkanie z najukochańszą osobą – bo tak też w istocie będzie: w miłości Boga spełniają się i otrzymują doskonały wymiar wszystkie nasze ziemskie miłości, nasze ludzkie relacje przyjaźni, kochania, współczucia – oczyszczone i udoskonalone, wierzymy, że będą nam towarzyszyć. Zapowiedź sprawiedliwego sądu to również nadzieja na to, że Bóg ujmie się za wszystkimi, którzy niesprawiedliwie cierpią. Czasem, gdy bezradnie rozkładamy ręce, gdy oczy zroszone są łzami, gdy w gniewie zaciska się nasza pięść, bo tak reagujemy, to właśnie pamięć o Bożej sprawiedliwości, o tym, że jest kres zła wyznaczony przez Boga i również Jemu znany jest kres złoczyńców, przynosi nam ulgę i nadzieję.

Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii zachęca nas do czujności, do umiejętnego odczytywania znaków Jego nadejścia. Ale bądźmy ostrożni i nie popadajmy w naiwne profetyzmy. Z jednej strony Pan Jezus mówi, że tak jak obserwujemy świat stworzeń, przyrody (drzewo figowe) i na tej podstawie wyciągamy wnioski o czasie plonu, zbioru owoców, zmianie pory roku, to podobnie mamy obserwować wydarzenia, jakie dokonują się na świecie. Chrześcijanin, który opiera swoje życie na Bogu, znajduje siłę w intymnej relacji z Bogiem na modlitwie, w słuchaniu jego Słowa, w karmieniu się Najświętszą Eucharystią, będzie umiał rozeznać prawdziwe nadejście Pana. Będzie potrafił odrzucić fałszywe proroctwa, mające czasem pozory prawdy, i skupić się na tym jedynym przyjściu, na które przecież z utęsknieniem czeka. A z drugiej strony sam Chrystus zapewnia, że ten moment pozostanie na zawsze tajemnicą.

Wspaniałym utwierdzeniem nas w tej drodze jest również Psalm 16, który nazywamy mesjańskim, gdyż jego słowa odnoszą się do Chrystusa i w Nim znajdują swoje wypełnienie. To tych słów używa św. Piotr w swojej przemowie po zesłaniu Ducha Świętego: oto w Chrystusie spełnia się obietnica, że Sprawiedliwy nie pozostał w grobie, powstał z martwych. Z tego faktu wypływa dla nas nadzieja, że jest przygotowane każdemu z nas wieczne szczęście po Bożej prawicy, że pokornie ufając Bogu i opierając się o Niego, On sam będzie nas strzegł i nieustannie ukazywał nam ścieżkę życia pośród tylu innych, prowadzących ku śmierci.

wtorek, 25 marca 2014

Kilka myśli na IV Niedzielę Wielkiego Postu

Liturgiczny okres Wielkiego Postu ma podwójny charakter: chrzcielny i pokutny. Jest to czas, w którym wszyscy, jako wspólnota Kościoła, wstępujemy na świętą górę Paschy. Ochrzczeni, poprzez pokutne praktyki, przygotowują się do odnowienia swych chrzcielnych przyrzeczeń, katechumeni natomiast, poprzez specjalne ryty i skrutinia, zmierzają do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego podczas nocy paschalnej (por. List okólny o przygotowaniu i obchodzeniu Świąt Paschalnych, 6). W tym też kluczu katechetycznym napisane są poszczególne Ewangelie III, IV i V niedzieli Wielkiego Postu. Chrystus objawia się w nich jako „woda życia” (III), „światłość świata” (IV) oraz „zmartwychwstanie i życie” (V).

Oczywiście, choć większość z nas przyjęła sakrament chrztu świętego w dzieciństwie, a gwarantami przekazania nam wiary byli rodzice i chrzestni, to jednak czujemy potrzebę nieustannego odnawiania się w wierze, zstępowania do wód chrztu, aby jeszcze pełniej zrozumieć nasze chrześcijańskie powołanie. Temu służy właśnie okres Wielkiego Postu, jego bogata symbolika, odpowienie lektury biblijne, zewnętrzne znaki. Kościół zaprasza nas do wyruszenia w tę drogę, której zwieńczeniem będzie blask paschału przypominający i uobecniający tę noc, 

„która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu” i „uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na całej ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroku grzechów”.

Tej nocy, na którą czekamy, rozbrzmi ponownie radosne „Alleluja!”, a my będziemy mogli ponownie wyrzec się zła i odnowić naszą przynależność do Chrystusa.

Trzeba nam więc wsłuchiwać się w dzisiejszą Ewangelię, dać się przez nią dotknąć, skonfrontować, zidentyfikować się z tym ślepcem, który zostaje w cudowny sposób uzdrowiony przez Chrystusa. Co oznacza być niewidomym? Mogę tutaj tylko teoretyzować, próbować wyobrazić sobie, jak takie życie może wyglądać. Jakaś ogromna niepewność w stawianiu kolejnego kroku, poczucie krzywdy bycia okradzionym z piękna tego świata. Uporczywe poszukiwanie kogoś, kto mógłby tę ślepotę wyleczyć – chwytanie się każdej nadarzającej się okazji… Na płaszczyźnie czysto ludzkiej czy nie jest tak, że nasza umiejętność widzenia jest dla nas tak oczywista, że przestaliśmy praktycznie doceniać ten dar? Przyzwyczailiśmy się, że widzimy, że jesteśmy świadkami (świadek, to ten, który widział i może o tym zaświadczyć) tysięcy zdarzeń, nie zadziwiają nas zmieniające się pory roku, blask słońca, biel śniegu czy kwitnące kwiaty… Warto może czasem, zamiast narzekania, ucieszyć się tym, co mamy.

Ewangeliczny ślepiec symbolizuje człowieka, który bez światła wiary, bez spotkania z Chrystusem pozostaje niewidomy: nie widzi albo też nie widzi właściwie, jego obraz rzeczywistości jest zafałszowany. Sposób życia, działania, myślenia i mówienia takiego człowieka nie wypływa z relacji z Chrystusem, ale ma swoje źródło w osobistych przekonaniach i osądach. Jego natura jest bowiem zraniona grzechem pierworodnym i nie została jeszcze całkowicie uleczona. Trzeba w tym miejscu powtórzyć nauczanie Kościoła, mianowicie że grzech ma swoje skutki w życiu człowieka. Nie jest, jak to wielu pojmuje, dobrą rzeczą, a zakazaną przez księży, lecz destrukcyjną siłą, upokarzającą każde Boże dziecko. I więcej, grzech, obok niszczenia relacji z Bogiem i bliźnim, sprawia w człowieku to właśnie, że nie potrafi on właściwie widzieć rzeczywistości. Jest przedziwna zależność między życiem w łasce a trzeźwym osądem rozumu, który pozwala właściwie wybrać! Znów możemy powrócić do nocy paschalnej, kiedy to ciemności świątyni zostają przełamane, zwyciężone blaskiem paschalnej świecy. Ta ciemność, zanim rozbłyśnie światłem, jest przerażająca. Człowiek uświadamia sobie, że nie może zrobić ani kroku, bo nie wie, co go czeka – czy się nie potknie, czy kogoś nie zrani… Nie zna drogi, jest bezradny. I to właśnie pokazuje relacja Chrystusa i ślepca z dzisiejszej Ewangelii. Jezus jest tym, który przywraca wzrok, pozwala widzieć świat, fakty, własne życie takimi, jakie są.

Sposób, w jaki Chrystus uzdrawia ślepca, może wydawać się dziwny, wprost upokarzający. Jezus spluwa i czyni ze swej śliny i piasku błoto, którym okłada jego niewidzące oczy. Jest niczym Stwórca, który ponownie kształtuje człowieka, odnawia jego zepsutą grzechem naturę. Błoto nałożone na jego oczy to również symbol Bożego słowa, które sprawia, że powoli, niełatwo, ten, kto słucha, zaczyna widzieć. Jedynie ono bowiem ma do nas, jako dzieci Kościoła, pełne prawo! Tylko Chrystus ma prawo interpretować nasze życie! Ileż to razy cierpieliśmy, słuchając innych nauczycieli, pozwalając się dotykać innym lekarzom! Ważne jest również posłuszeństwo ślepca. Robi dokładnie to, co nakazuje mu Jezus. Bez dyskusji, bez negocjacji, czy innego mojego „widzimisię”. To także wyzwanie dla naszego indywidualizmu: poddać się Jemu, jedynemu, który wie, co jest dla mnie najlepsze i gdzie znajduje się moje uzdrowienie.

Niech więc nasza droga ku górze Paschy będzie bogata w rozmyślanie nad naszą ślepotą. Nie bójmy się analizować naszego życia, nazywać po imieniu te wszystkie rzeczywistości, które zasklepiają bielmem nasze oczy. Dziś, na tej liturgii, obecny jest Boski Lekarz, światłość świata. Pozwólmy się Mu dotknąć, poprowadzić do obmywających źródeł sakramentów, aby żyć i widzieć naprawdę.

wtorek, 4 marca 2014

Na św. Kazimierza

4 marca obchodzimy święto św. Kazimierza, patrona Polski i Litwy. W tym właśnie dniu, w 1484 roku, a więc 530 lat temu, zmarł nasz święty Rodak, mając zaledwie 26 lat.

Kult, jaki spontanicznie rozwinął się po śmierci Świętego, najlepiej świadczy o tym, że była ona pożyteczna. Jesteśmy pewni, że wielu ludzi dzięki świadectwu życia Kazimierza mogło utwierdzić się na drodze świętości lub też nawrócić się. Jest to więc pierwsze przesłanie, jakie wypływa z tego dzisiejszego święta: Bóg ma na wszystko swój czas, zawsze najlepszy, zawsze służący zbawieniu człowieka. Choć to często dla nas niepojęte, owszem, trudne, to na końcu z Bożego działania rodzą się wspaniałe owoce. Nawet śmierć kogoś świętego, widziana jako Boża wola – bo Bóg czyni jedynie rzeczy dobre – rodzi wiele cudów.

Św. Kazimierz, pomimo pewnej dziejowej przepaści, jest – tak jak każdy święty – konkretnym znakiem, wskazówką. Boże dzieło w nim dokonane rozbłyska światłem, którego blask nie gaśnie wraz z upływem wieków. Takim ważnym znakiem jest dla nas wolność św. Kazimierza od przywiązań do rzeczy materialnych. Choć jego proweniencja pozwalała mu na życie na wysokim poziomie, on poprzestawał na tym, co konieczne; z korzyści, jakie przynosiło mu królewskie pochodzenie, nie czynił żadnej karty przetargowej ani też nie traktował tego jako taryfy ulgowej. Według tradycji, można było zobaczyć św. Kazimierza pośród ubogich, jako tego, który im służy i pomaga. Według tradycji miał sam tak o sobie mówić: „królewicz nie może nic przystojniejszego czynić, jak w ubogich służyć samemu Chrystusowi”. Nieobce mu były również pokutne praktyki, jak noszenie włosienicy, spanie na podłodze, długie posty, pogarda dla zaszczytów, itd. Ale przede wszystkim trwał on na długiej modlitwie przed Najświętszym Sakramentem. To bowiem z relacji z Chrystusem, bardzo osobistej, rodzą się wszystkie dobre czyny; ona jest tym zasianym nasieniem, które później wydaje owoce. Jest więc i kolejne przesłanie skierowane dla nas od Świętego: Żyj w prostocie, dostrzegaj zawsze wokół potrzebujących, nie szczędź czasu na modlitwę, ona bowiem jest źródłem dobrego życia.

W dzisiejszej Liturgii Słowa, znamienny jest refren Psalmu 16, który wspólnie powtarzamy: „Pan mym dziedzictwem, moim przeznaczeniem”. Mesjański psalm odnoszony jest przede wszystkim do Chrystusa, który po spełnieniu misterium paschalnego otrzymuje nagrodę „wiecznej rozkoszy po Twojej [Boga] prawicy” (Ps 16, 11); Chrystus to ten, którego ciało nie uległo skażeniu w grobie (por. Ps 16, 10). Nadzieja ta przepełniała z pewnością serce św. Kazimierza. Czyny, jakich dokonywał w swoim krótkim przecież życiu, świadczą o tym, że był zorientowany ku tym „wiecznym radościom”. W tym kontekście trzeba nam nieustannie pytać się: do czego lgnie moje serce? Czy znajduję choć moment w moim nerwowym, pracowitym dniu, aby myśleć i pragnąć „wiecznych radości”?

Naszego Patrona możemy również lepiej zobaczyć w świetle Ewangelii. Jezus w Wieczerniku pozostawia swoim uczniom, a więc i wszystkim dzieciom Kościoła, testament w formie przykazania miłości. Ona będzie odtąd znakiem rozpoznawczym chrześcijan: bezwarunkowa miłość wobec bliźniego. Jezus mówi, że to On sam wybiera uczniów i przeznacza ich, aby przynosili owoc (por. J 15, 16). Ale ten owoc, czyli wiara w Zbawiciela i podążanie za Nim, jest możliwy tylko wówczas, gdy uczeń Chrystusa jest autentyczny, wiarygodny. Miłość właśnie – taka, o jakiej mówił Pan i którą sam objawił na drzewie krzyża – jest poświadczeniem gloszonej prawdy. Nie głoszę Jezusa, aby mieć z tego jakieś wymierne korzyści, bo często będzie przeciwnie – spotka mnie odrzucenie. To, co posiadam, co mogę zaoferować człowiekowi, to tylko i aż Ewangelia oraz świadectwo mojego życia – nieustannego powracania do Pana. Zdolność do praktykowania przykazania miłości – wyznacznika chrześcijaństwa – to nie owoc narzuconego z góry moralizmu, lecz dzieło Ducha Świętego. Dzięki słuchaniu Bożego słowa, celebracji sakramentów – których szczytem jest Eucharystia – oraz modlitwie stopniowo uzdalnia nas On do miłowania na wzór Chrystusa, upodabniając nas do Niego.

Przykazanie miłości znalazło swoje wypełnienie również w życiu św. Kazimierza. Zafascynowany Bogiem czynił to, co możliwe, aby ludzie poznali i pokochali Chrystusa. Może nawet nie mówiąc o tym wprost, lecz po prostu pełniąc czyny miłosierdzia, sprawiał, że ludzkie serca się przemieniały, że odnajdywały swoje ukojenie w Zbawicielu. Niewątpliwie królewskie pochodzenie Kazimierza pomagało mu docierać do wielu ludzi. Naturalny autorytet, jaki dawała mu jego pozycja, mógł otwierać niejedne drzwi, a na pewno musiał prowokować pytania: „Jeśli ty, choć jesteś królewiczem, tak się poświęcasz dla Boga i bliźniego, to w tym musi coś być…”. Władza, która służy, która dostrzega potrzeby tych będących najniżej, to ideał dla rządzących wszystkich czasów. Św. Kazimierz, choć nie był królem, to jednak mógłby niewątpliwie być nauczycielem naszych politycznych elit, gdyż pokazuje swoim przykładem, co tak naprawdę znaczy słowo „rządzić”. Gdy ludzie zobaczą, że ktoś ich kocha, że rządzi, bo chce im służyć, że jest autentyczny, że szuka dobra innych…, to za wszystko, co robi, spotka go podwójna wdzięczność.

środa, 5 stycznia 2011

Oddać pokłon Dziecięciu

Mędrcy szukają Dziecięcia.
Dzisiejsza Uroczystość zwana jest potocznie świętem Trzech Króli. Oto bowiem do narodzonego Jezusa przybywają trzej Mędrcy ze Wschodu, przynagleni dziwnym zjawiskiem astronomicznym. W ich wizycie spełnia się proroctwo wyrażone w Księdze Izajasza: „I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu…; Wszyscy oni przybędą ze Saby, ofiarują złoto i kadzidło, nucąc radośnie hymny na cześć Pana”. Do Chrystusa przybywają poganie. Ta scena ukazuje nam uniwersalność dzieła zbawienia. Już nie tylko Naród wybrany – Izrael – jest  adresatem dobrej Nowiny. W osobie Mędrców wyrażone są wszystkie Narody. Ci, którym z racji na swe pochodzenie nie należało się spotkać Boga zostali przez Niego wprowadzeni w adorowanie Boga. Nie przybyli zaś Ci, którym wydawało się, że mają do Jahwe uprzywilejowany przystęp.
W naszym życiu może być podobnie. Bóg objawiać się może w niespodziewany dla nas sposób. Może się również zdarzyć, że zapatrzeni we własną religijną doskonałość nie dostrzeżemy pokornego Boga ukrytego w jakiejś pogardzanej przez nas szopie. A rozpoznają Go i oddadzą Mu pokłon ludzie pokorni, świadomi swej słabości. Dziś podczas homilii usłyszałem, że Pan Bóg rozdaje prezenty w szarym opakowaniu, a nie pełne blichtru. Takim "szarym opakowaniem" było przyjście Chrystusa na świat nie w Jerozolimie (okazałej i złotej) lecz w peryferyjnym Betlejem.
Dostrzegać znaki.
Mędrcy przybyli za gwiazdą. Ona stanowi znak od Boga. Mądrość tych ludzi polegała na tym, że chcieli wyjaśnić to niespotykane zjawisko, nie mogli przejść obojętnie. Czy ja w moim życiu potrafię rozpoznać oraz interpretować znaki, jakie Bóg mi daje? To nie będzie gwiazda. Ale słowem Boga do nas jest Pismo święte oraz wydarzenia naszego życia. Biblijne słowo, czytane zwłaszcza w kontekście liturgicznym, nabiera szczególnej mocy. Bóg obecny pod postacią słowa objawia człowiekowi swą wolę właśnie na liturgii. Ten czas i to miejsce: liturgia, stanowią najdoskonalszy sposób komunikowania się Boga z człowiekiem. Czasem ludzie szukają jakiejś życiowej inspiracji w gwiazdach – horoskopach, udają się do wróżek. A Bóg chce mówić do naszego serca swoim słowem, które jest przecież żywe i skuteczne.
Znakiem danym przez Boga mogą być również wydarzenia jakie nas spotykają w życiu – konkretne fakty. Dlatego chrześcijanin nie powinien pytać się Boga: dlaczego mnie to spotyka? Raczej: Boże, co chcesz mi przez to wydarzenie powiedzieć? Jaki jest Twój zamysł? Skoro bowiem Bóg powołał nas do życia, to niejako „musi” dać nam o sobie znać, abyśmy rozpoznali Jego zamysł dotyczący swej drogi. Bóg pragnący mnie zbawić, nie może pozostawić mnie samemu sobie. Dlatego musi być moment, w którym Bóg objawi się każdemu człowiekowi, a ten albo przyjmie Jego plan albo go odrzuci.
Oddać pokłon - zejść z piedestału.
Mędrcy upadli na twarz i oddali pokłon Jezusowi. Doszli do celu swej podróży, znak dany od Boga był prawdziwy, nie zawiedli się. Pogańscy władcy oddają pokłon Chrystusowi – swemu Zbawicielowi. Ten proces oddania czci, uznania swej niższości trzeba przejść osobiście. Właściwie w sercu chrześcijanina toczy się nieustanna walka. Zmaganie to dotyczy oddawania czci. Głównym konkurentem Boga w sercu chrześcijanina jest pieniądz. Tak często na tym polu okazujemy się bałwochwalcami: przecież Bóg mi pieniędzy nie da. I uważamy, że w tej dziedzinie musimy radzić sobie sami. A Bóg pragnie być Panem każdej naszej sprawy, chce być obecny w naszych troskach. Komu oddaję pokłon w moim życiu. Jakie jest imię tego bożka, który rywalizuje z Chrystusem na głębinach mojego serca?
Spotkanie przemieniające - wrócić inną drogą.
Mędrcy inną drogą wrócili do Ojczyzny. To też ważne. Spotkanie Chrystusa sprawia, że wraca się w inny sposób. Inna droga to symbol nawrócenia. Tyle już razy przychodzimy do Chrystusa; tyle lat słuchania słowa, przyjmowania sakramentów – czy przeżyłem nawrócenie? Czy jest we mnie odrobina nowego człowieka – Jezusa Chrystusa? Jednym z głównych zarzutów ze strony ludzi niepraktykujących pod adresem katolików jest ten, że chodzenie do kościoła ich nie zmienia. Właściwie to tylko tym się odróżniają od nie chodzących, że w niedzielę idą na Mszę św. A poza tym to jak inni: oszukują, używają przemocy, gonią za pieniądzem… Może się zdarzyć tak, że przez naszą postawę zamiast oddalonych przywołać do wiary – wzbudzimy w nich jeszcze większe wątpliwości. A biada temu, kto gorszy (czyni gorszym) choćby jednego z tych najmniejszych… Trzeba więc zadawać sobie pytanie: czy dostrzegam swoją grzeszność i chcę wejść na nową drogę życia? Czy odkryłem przed Bogiem pokłady starego człowieka żyjącego wg logiki siedmiu grzechów głównych? Odwagi! Bóg będzie działał i wyprowadzał nas ku nowemu życiu. Stworzy w nas nowego Adama, człowieka żyjącego wg ducha Jezusa Chrystusa. Tylko, czy na to pozwolę?

czwartek, 10 lipca 2008

Pokochać Liturgię (19)

Obrzędy zakończenia


Ostatnią część Mszy św. (po Obrzędach wstępnych, Liturgii Słowa i Liturgii Eucharystycznej) stanowią Obrzędy zakończenia. Następują bezpośrednio po modlitwie po Komunii. Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego przedstawia części składowe tych obrzędów: „a. krótkie ogłoszenia, jeśli są konieczne; b. kapłańskie pozdrowienie i błogosławieństwo, które w pewnych dniach i okolicznościach może być ujęte w postaci modlitwy nad ludem albo w innym bardziej uroczystym sformułowaniu; c. odesłanie ludu przez diakona lub kapłana, aby każdy wrócił do swoich dobrych czynów, wielbiąc i błogosławiąc Boga; d. ucałowanie ołtarza przez kapłana i diakona, następnie głęboki ukłon w stronę ołtarza, wykonany przez kapłana, diakona i innych usługujących (jeśli w tabernakulum obecny jest Najświętszy Sakrament oczywiście zamiast ukłonu w stronę ołtarza wszyscy przyklękają przed tabernakulum. S.P.) ” (OWMR 90).

Potocznie zwykliśmy używać sformułowania: błogosławieństwo. Rzeczywiście bowiem ono wysuwa się na pierwszy plan tych obrzędów. Czasem można dostrzec, że niektóre osoby opuszczają kościół od razu po Komunii – nie czekając na oficjalne zakończenie – błogosławieństwo i rozesłanie. Zastanawiające jest, dlaczego taki zwyczaj wkradł się w naszą postawę. Czy to pośpiech, czy może niechęć słuchania ogłoszeń, czy też może jakieś wypaczone pojęcie, że przecież „swoje odstałem” . Niezależnie jednak od tych powodów należy jeszcze raz ukazać głęboki sens Obrzędów zakończenia.

W ogłoszeniach duszpasterskich przedstawiane są sprawy, które zasadniczo dotyczą całej wspólnoty parafialnej. W pewnym sensie wysłuchanie ogłoszeń oraz uznanie za swoje kwestii w nich ukazywanych stanowi konkretną realizację piątego przykazania kościelnego: „troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła”. Parafianie nie są bowiem tylko biernymi odbiorcami „obsługiwanymi” lepiej lub gorzej przez kler. Są oni podmiotem współtworzącym wraz z duchowieństwem to, co zawiera się w stwierdzeniu: życie parafialne. Każdy w jakimś stopniu został obdarowany przez Boga jakimiś talentami czy też charyzmatami dla ubogacenia własnej wspólnoty. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, aby Parafianie przedstawiali swoje własne idee, konkretne propozycje czy też nawet zastrzeżenia dotyczące naszego – parafialnego życia.

Błogosławieństwo i odesłanie ludu. Błogosławić – to dobrze mówić, to chcieć dobrze dla drugiej osoby. W tym obrzędzie Bóg tak właśnie czyni. Przez posługę kapłana odchodzimy do naszych domów z mocą Boga. On wyrusza z nami w naszą codzienność. Bóg, który chce dla nas dobra – tylko dobra! Udajemy się w świat, jesteśmy posłani, abyśmy innych błogosławili, przekazywali dalej Bożą Miłość. „Idźcie w pokoju Chrystusa” – mówi do nas kapłan. Stań się człowiekiem pokoju. Chrystus powiedział Apostołom: pokój mój Wam daję. Ten pokój, to postawa wypływająca z przeświadczenia i z wiary, że śmierć (źródło niepokoju) została pokonana. Chrześcijanie przekazują to orędzie światu. Bez doświadczenia w swym sercu pokoju Chrystusa nie jestem stanie o tym świadczyć. Dziś, gdy w naszym kontekście tyle niepokoju związanego z Rodziną, pracą, niepewnością jutra – otrzymujemy niesamowitą pomoc w Chrystusie, który razem z nami zwycięski wkracza w te sytuacje.

Drodzy Czytelnicy. Przez ponad półtora roku starałem się w tych katechezach przybliżyć piękno liturgii. Stanowi ona ośrodek życia chrześcijańskiego – nie jest tylko dodatkiem. Chrześcijanin żyje właśnie liturgią; ona go napędza, oświeca codzienność. Oczywiście z racji na ograniczone możliwości naszej gazetki, sprawy te przedstawiłem w sposób dość skrótowy. Z drugiej strony – nawet tysiące stron nie oddadzą bogactwa, jakie obecne jest w życiu liturgicznym Kościoła. Mogę zachęcić jedynie – bo właściwie taki też był cel niniejszych katechez – aby osobiście pogłębiać tę dziedzinę. Na rynku księgarskim obecnych jest bardzo wiele pozycji, których poznanie pozwoli jeszcze głębiej wkroczyć w życie liturgiczne Kościoła. Bo właśnie liturgia jest – jak nam przypomniał Sobór Watykański II – źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Szczęść Boże.

Pokochać Liturgię (18)

Obrzęd pokoju, łamanie Chleba i Komunia

Przed przystąpieniem do Stołu Pańskiego wierni zebrani na liturgii wezwani są do przekazania sobie znaku pokoju. Ten gest nabiera szczególnego znaczenia jeśli zestawimy go z następującym wkrótce obrzędem Komunii. Nie możemy bowiem przyjąć Chrystusa jeśli pozostajemy w niezgodzie z braćmi. W historii Kościoła znak ten umieszczany był przeważnie w dwóch różnych momentach liturgii. Po liturgii słowa a przed przygotowaniem darów – wówczas podstawą były słowa Chrystusa: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” (Mt 5,23-24). Drugim momentem – stosowanym dziś w liturgii jest czas przed samą Komunią świętą. Wówczas akcentuje się właśnie konieczność bycia w jedności z braćmi zanim przystąpi się do Komunii z Chrystusem.

Ilekroć więc jesteśmy na liturgii i zbliża się moment Komunii – dążmy do pojednania. Nawet jeśli osoba, z którą nie żyję w zgodzie jest po drugiej stronie kościoła: idź i się jednaj. Również należy pamiętać, że będąc na liturgii i przekazując sobie znak pokoju, nie mogę czynić różnicy komu ten znak przekażę, a komu nie. To właśnie Eucharystia jest źródłem jedności między ludźmi. Dla Chrystusa wszyscy jesteśmy tacy sami – w tym sensie, że nie robi różnicy co posiadamy, kim jesteśmy, itd. Tak samo ma być więc między nami.

Po obrzędzie pokoju następuje łamanie Chleba: „Spełniony przez Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy gest łamania, który w czasach apostolskich nadał nazwę całej akcji eucharystycznej, oznacza, że wierni, choć liczni, tworzą jedno Ciało przez przyjmowanie Komunii z jednego Chleba, jakim jest Chrystus umarły za zbawienie świata i zmartwychwstały” (OWMR 83). Łamaniu Chleba towarzyszy recytacja lub śpiew błagania „Baranku Boży”. Często z powodu skoncentrowania swojej uwagi na znaku pokoju nie dostrzegamy znaku łamania Chleba. Gest ten oznacza również, że w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa zostały połamane kajdany naszej niewoli, Bóg złamał władzę Faraona i wyprowadził nas na wolność. Powinniśmy zawsze w tym momencie wołać w sercu do Boga i ukazywać Jemu sytuacje, w których czujemy się jeszcze niewolnikami , aby dokonała się w tych sytuacjach pascha – przejście ku wolności.

Jeśli chodzi o przyjmowanie Komunii w dokumentach czytamy następujące wskazówki: „Kapłan bierze patenę lub puszkę i podchodzi do przyjmujących Komunię, którzy zazwyczaj zbliżają się procesjonalnie. Nie wolno samym wiernym brać konsekrowanego Chleba ani kielicha Krwi Pańskiej, ani tym bardziej przekazywać miedzy sobą z rąk do rąk. Wierni przyjmują Komunię Święta w postawie klęczącej lub stojącej, zgodnie z postanowieniem Ko9nferencji Episkopatu. Jeśli przystępują do niej stojąc, zaleca się, aby przed przyjęciem Najświętszego Sakramentu wykonali należny gest czci, który winien być określony tym samym postanowieniem. Jeżeli udziela się Komunii świętej tylko pod postacią chleba, kapłan każdemu z przyjmujących ukazuje uniesioną nieco Hostię, mówiąc: Ciało Chrystusa. Przystępujący do Komunii świętej odpowiada: Amen i przyjmuje Najświętszy Sakrament do ust, lub jeśli jest to dozwolone, na dłoń, według swego uznania[1].

Zwróćmy również uwagę na to, że najczęściej przystępujemy do Komunii idąc w pewnego rodzaju procesji; powoli, dostojnie. To również głęboki znak – znak wędrówki. Całe nasze życie, to pielgrzymka i w poszczególnych jej etapach jesteśmy karmieni przez Chrystusa Jego Najświętszym Ciałem. To pokarm na drogę, na codzienną walkę o świętość, aby otrzymać niewiędnący wieniec chwały w Niebie.



[1] Zgodnie z dekretem Prymasa Polski, Kard. Józefa Glempa od Wielkiego Czwartku 2005 r. w Archidiecezji Warszawskiej dozwolone jest przyjmowanie Komunii świętej na rękę. Osoba pragnąca stosować taką formę musi być bierzmowana i świadoma godności Eucharystii, odpowiednio dysponowana oraz kochać Pana Jezusa. Przyjmujący Komunię na rękę powinien spożyć Ciało Pańskie bezpośrednio przed kapłanem i dopiero wtedy może odejść na swoje miejsce w świątyni. Skrzyżowane dłonie (lewa spoczywająca na prawej) są znakiem Męki Zbawiciela i Ofiary złożonej za zbawienie człowieka. Komunię przyjmujemy na lewą dłoń, zaś prawą podajemy do ust.

Pokochać Liturgię (17)


Modlitwa Pańska

Po uroczystym ogłoszeniu przez przewodniczącego liturgii doksologii zwieńczonej odpowiedzią wspólnoty „Amen” następują obrzędy Komunii świętej. Rozpoczynają się one wezwaniem do wspólnego wypowiedzenia (wyśpiewania) Modlitwy Pańskiej – „Ojcze nasz”. Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego tak opisuje ten moment: „W modlitwie Pańskiej prosimy o codzienny chleb, który kojarzy się chrześcijanom zwłaszcza z Chlebem eucharystycznym, a także błagamy o odpuszczenie grzechów, aby prawdziwie święci przyjmowali święte dary. Kapłan wypowiada zachętę do modlitwy, wszyscy zaś wierni zanoszą modlitwę razem z kapłanem. Sam kapłan dodaje embolizm, który lud kończy doksologią. Embolizm będący rozwinięciem ostatniej prośby modlitwy Pańskiej jest błaganiem o uwolnienie całej wspólnoty wierzących spod mocy zła. Zachętę, samą modlitwę, emboliom i końcową doksologię śpiewa się albo głośno recytuje” (OWMR 81).
Jak sama nazwa wskazuje, modlitwę Pańską przekazał nam Chrystus Pan z poleceniem jej odmawiania (Mt 6, 8b-15). Jest to modlitwa, która towarzyszy nam od najmłodszych lat przez całe życie; Patrząc na jej budowę dostrzegamy, że składa się ona z próśb i życzeń. Pierwsze trzy dotyczą Boga Ojca. Pragniemy, aby Jego imię było święcone w naszym życiu, tzn. abyśmy oddawali Bogu cześć, usunęli wszelkie fałszywe bożki, które mogą kraść Bogu chwałę i świętość. Modlimy się również o przyjście Jego królestwa – a więc o to, by „przeminął ten świat”. Czasem chyba nie uzmysławiamy sobie tego, o co się modlimy. W prośbie o przyjście królestwa Boga jest też zawarta myśl, że jestem gotowy na przejście (paschę) w mojej śmierci do domu Ojca. Czy mówiąc „przyjdź królestwo Twoje” wiem o co się modlę, czy jestem gotowy na koniec świata czy też na własną śmierć? Ostatnią z próśb, w której „przedmiotem” jest Bóg stanowi wołanie o pełnienie woli Bożej na ziemi w taki sposób, jak dokonuje się to w niebie. Prosząc o życie zgodne z Jego wolą, prosimy właściwie o szczęście dla siebie i innych. Cóż bowiem może bardziej uszczęśliwić człowieka bardziej, aniżeli postępowanie zgodnie z zamysłem Stwórcy? Życie chrześcijanina, to nieustanne dostosowywanie się do zamysłu Boga. Każdego dnia powinniśmy pytać się: Boże, jaki jest Twój plan na ten dzień, na całe moje życie?”.
Po prośbach mających za cel ułożenie naszej relacji z Bogiem przychodzi czas na nasze ziemskie potrzeby. Podstawową jest wołanie o chleb powszedni. Uświadamiamy sobie, że to właśnie Bóg jest dawcą życia i tego, co do życia konieczne. Ufamy, że On się troszczy o każdego i daje według potrzeby. Jak to wcześniej przedstawiono, w prośbie o chleb zawarta jest też myśl o Eucharystii. Chrystus podczas pokusy chleba, której doświadcza na pustyni odpowiada Szatanowi Słowem Bożym zaczerpniętym z księgi Powtórzonego Prawa : „Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana” (Pwt 8,3). Nie możemy stać się niewolnikami chleba, życie człowieka nie może polegać li tylko na uganianiu się za chlebem ziemskim. To, co jest naprawdę życiodajne, to Eucharystia, Chleb niebiański.
Kolejnym momentem jest prośba o odpuszczenie nam naszych przewinień. Od razu jednak jako warunek jest wskazane nasze odpuszczanie win tym, którzy nas krzywdzą. Ta prośba stanowi w pewnym sensie istotę moralności chrześcijańskiej. Nie ma miłości Boga bez miłości bliźniego. Nie ma chrześcijaństwa bez miłości w wymiarze krzyża – bez przebaczania moim wrogom. Jeśli okrajamy naszą moralność z tego ważnego wymiaru, to jesteśmy kopcącą świecą, nie dajemy znaków, jakie pozostawił nam Chrystus: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 12-13). A Chrystus ukochał nas miłością z krzyża, przebaczającą swoim oprawcom.
Zwieńczeniem modlitwy są prośby o ochronę przed uleganiem pokusom i wybawienie od zła, a raczej od Złego - Szatana. Nie bez powodu mówi się ,że modlitwa Pańska jest egzorcyzmem – to przecież słowa samego Chrystusa, który pokonał śmierć i Szatana. „Nie dopuść, byśmy ulegli pokusie” – o to prosimy. I Bóg to czyni, walczy o każdego z nas. Są jednak momenty, kiedy to my w swej wolności wystawiamy się na uderzenia Złego. Wówczas, gdy świadomie wkraczamy na „zakazany teren”, gdy dialogujemy z pokusą. Nie dziwmy się więc później że zgrzeszyliśmy – sam się pchałeś. Nie dziw się ,że jest pożar, jeśli wcześniej położyłeś słomę obok ognia… Modlimy się o to, by Bóg zbawił nas od Złego, aby w naszej codzienności dokonywały się małe zwycięstwa, aby Szatan był przez nas policzkowany. A upadki? Były, są i pewnie będą. Ważniejsze jest jednak to, że mogę zawsze wstać dzięki Bożej łasce. Wstać trochę mądrzejszy, umocniony, z postanowieniem, że nie chcę już bawić się swoją wolnością. Modlitwa Pańska niech nam towarzyszy do końca naszych dni. Da Bóg, że szepcąc jej słowa przekroczymy próg wieczności. Amen – niech się tak stanie!

piątek, 29 lutego 2008

Pokochać Liturgię (16)


Doksologia

Zwieńczeniem Modlitwy Eucharystycznej jest doksologia, która wyraża uwielbienie Boga: Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała, przez wszystkie wieki wieków. Wierni zgromadzeni na liturgii odpowiadają uroczyście: Amen. Tym samym dokonuje się zakończenie Modlitwy Eucharystycznej.

Analizując przebieg całej Modlitwy Eucharystycznej łatwo możemy dojść do wniosku, że doksologia, to szczególny moment. W kontekście wspominania (anamnezy) i urzeczywistniania wielkich dzieł Boga objawionych w męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, Przewodniczący zgromadzenia wyśpiewuje Chwałę Bogu w Trójcy Jedynemu. Znamienne, że akt ten posiada strukturę zdania oznajmiającego: Bogu należy się chwała, to jest oczywiste, my to oznajmiamy.

Podczas śpiewania przez Przewodniczącego słów doksologii ukazuje on Postaci eucharystyczne, które, choć zewnętrznie, zmysłowo, są chlebem i winem, to istotowo są rzeczywistym Ciałem i rzeczywistą Krwią naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Jest to najbardziej uroczyste ukazanie konsekrowanych Postaci podczas Mszy św. Doksologia, to uroczyste ogłaszanie zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i śmiercią: On, który doświadczył zdrady najbliższych uczniów, okrutnej męki, nieludzkich tortur, w końcu ukrzyżowania jak złoczyńcy i śmierci grzesznika – zmartwychwstał i żyje po prawicy Ojca. Jest jednocześnie obecny ze swoim Kościołem w Eucharystii. Na tę proklamację celebransa zgromadzony lud odpowiada: Amen! Niech tak się stanie, chcemy żyć według tej logiki, wierzymy, że Chrystus Pan żyje!

Śpiew doksologii uświadamia nam ponownie tę podstawową prawdę, do której musimy wracać, o czym już mówiliśmy: Tylko Bogu, przez Chrystusa w jedności Ducha Świętego należy się chwała; i nie przez chwilę, ale przez wszystkie wieki wieków. To istotne w naszym życiu – czy rzeczywiście Bóg otrzymuje chwałę, czy jest Tym Jedynym. A jeśli nie, to kto jest Jego konkurentem, kto kradnie chwałę Bogu, kto mnie sobą tak absorbuje, że odchodzę od Jahwe?

Moment doksologii następuje przed rytem Komunii świętej, czyli przed spożywaniem uczty. Ważne, by wchodzić w ten moment komunii (czyli ścisłej , bardzo intymnej jedności) z sercem oddanym Bogu i z intencją, że chcę, by Bóg był tym Jedynym. Wyśpiewujmy więc nasze „Amen” po doksologii, rozważając dojrzale o naszej relacji z Jedynym Bogiem: Ojcem, Zmartwychwstałym Synem i uświęcającym nas Duchem Świętym.

Pokochać Liturgię (15)

Anamneza, ofiarowanie i modlitwy wstawiennicze


Chrześcijańska wspólnota zgromadzona na Eucharystii śpiewem aklamacji po przeistoczeniu wyraża swoją wiarę w śmierć, zmartwychwstanie i powtórne przyjście w Chwale Chrystusa na końcu czasów. Kolejnymi momentami tej części modlitwy eucharystycznej są odpowiednio: anamneza, ofiarowanie i modlitwy wstawiennicze.

Anamneza (gr. anámnēsis - 'przypomnienie', hebr. zikkaron — ‘pamiątka’) w II Modlitwie Eucharystycznej złożona jest rozpoczyna się od słowa: „wspominając”. W OWMR czytamy: Spełniając nakaz otrzymany poprzez Apostołów od Chrystusa Pana, Kościół sprawuje pamiątkę samego Chrystusa, wspominając zwłaszcza Jego błogosławioną mękę, chwalebne zmartwychwstanie i wniebowstąpienie (OWMR 79e). Kluczowym słowem w tej części jest właśnie „wspomnienie”.

Wspominamy – jako Kościół – misterium paschalne Chrystusa, te wydarzenia, które stanowią istotę naszej wiary: Chrystus – choć umarł na krzyżu, to jednak zmartwychwstał, zasiada po prawicy Ojca i żyje w Kościele. Czynimy to, ponieważ jesteśmy posłuszni samemu Chrystusowi, który nakazał: „To czyńcie na Moją pamiątkę”. Owo „wspominanie” nie ma charakteru tylko czysto historycznego powiedzielibyśmy – pamiętnikarskiego, że Chrystus po prostu 2000 lat temu umarł i zmartwychwstał. Ten moment nawiązuje do tradycji liturgicznych Starego Testamentu gdzie podczas Paschy Izraelici wspominali wyzwolenie z Egiptu wierząc, że w czasie tego Święta Bóg na nowo dokonuje zbawienia swego ludu. Tak samo podczas każdej Eucharystii, niezależnie od tego, gdzie jest ona sprawowana, dokonuje się wieczne „hodie”, czyli „dziś”! I choć Ofiara krzyżowa Chrystusa dokonała się tylko raz i jest niepowtarzalna, to jednak Jego zbawcze dzieła stają się obecne, aktualne tutaj i teraz. To teraz, dzisiaj Jezus Chrystus zbawia Ciebie, to teraz, dzisiaj bierze na siebie Twoje grzechy, to teraz, dzisiaj Tobie przebacza. Jest to rzeczywistość dynamiczna i wciąż aktualna. Tym bardziej więc nasza postawa ma odznaczać się pokornym proszeniem Chrystusa o wybawienie z konkretnej sytuacji, która potrzebuje Zbawiciela. Czyż to nie cudowne, że każdego dnia, niezależnie od tego, jak cierpię, co przeżywam – przychodzi zawsze Chrystus w Eucharystii jako Zbawiciel i pragnie dokonywać w moim życiu Paschy, przechodzenia ze śmierci do życia.

Kolejnym momentem jest ofiarowanie. W tym kontekście Mszał Rzymski poucza, że „sprawując tę pamiątkę, Kościół, zwłaszcza tu i teraz zgromadzony, w Duchu Świętym składa Ojcu nieskalaną Ofiarę. Kościół dąży do tego, aby wierni ofiarowali nie tylko niepokalaną hostię, lecz by się także uczyli składać samych siebie w ofierze i aby z dnia na dzień przez pośrednictwo Chrystusa coraz ściślej jednoczyli się z Ojcem i między sobą, by w końcu Bóg był wszystkim we wszystkich” (OWMR 79f). Widzimy więc, że wydarzenia, w których uczestniczymy podczas Eucharystii posyłają nas niejako w ten nasz konkretny świat. Można powiedzieć, że o jakości naszego chrześcijaństwa decyduje przeniesienie poza czas Eucharystii i poza budynek kościelny tego, czego tam doświadczamy. Ma się dokonać swoista przemiana naszej mentalności, abyśmy stawali się coraz to bardziej ludźmi „eucharystycznymi” w coraz to bardziej antychrześcijańskim świecie. Składać siebie w ofierze, to przede wszystkim potrafić – dzięki łasce Bożej – obumierać dla braci (szczególnie tych, którzy są moimi nieprzyjaciółmi), zjednywać ich dla Boga, objawiając im Chrystusowe przebaczenie i miłość.

Akcja liturgiczna prowadzi nas dalej. Chrześcijaństwo jest zawsze „byciem dla innych”, wstawianiem się za innych. Stąd też modlitwy wstawiennicze za żywych, jak i za zmarłych. „Wyrażają one prawdę, że Eucharystia jest sprawowana w zjednoczeniu zarówno z całym Kościołem niebiańskim, jak i ziemskim oraz, że ofiarę składamy za Kościół i za wszystkich jego członków żywych i umarłych, którzy zostali powołani do udziału w odkupieniu i zbawieniu, jakie Chrystus im wysłużył przez swoje Ciało i Krew (OWMR 79g). Podczas tej modlitwy modlimy się m. In. Za obecnego Papieża, za biskupów, duchowieństwo i wszystkich wiernych. Zwróćmy uwagę, że modląc się za naszego Papieża i Pasterzy wytwarzamy pewną więź, jednoczymy się z Nimi. I znów, niezależnie od czasu i miejsca sprawowania Eucharystii, Kościół jest Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski – zgromadzony wokół Piotra naszych czasów.

Św. Paweł przypomina chrześcijanom z Efezu, iż są „zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus” (Ef 2,20). Kościół więc, to apostołowie i prorocy, to instytucja i charyzmaty. Oba wymiary muszą się również przenikać w naszym życiu. Harmonia ta przejawiać się powinna w rozmiłowaniu w modlitwie i Eucharystii, w otwartości na natchnienia Ducha Świętego oraz w posłuszeństwie nauczaniu Kościoła. Miłość do Kościoła, to nie tylko przebywanie na modlitwie, ale również „czucie” z Kościołem, które weryfikuje się m.in. w posłuszeństwie Papieżowi, Biskupowi czy Proboszczowi. To również zapoznawanie się z aktualnymi dokumentami Kościoła, jak choćby nawet z wydaną ostatnio przez Papieża Benedykta XVI encykliką „Spe Salvi”.

Eucharystia to nie moja prywatna sprawa; Z obecności w Kościele rodzi się powołanie do misji, do odpowiedzialności za siebie, drugą osobę, rodzinę, Kościół i świat.

Pokochać Liturgię (14)

Aklamacja po przeistoczeniu

Po wypowiedzeniu słów konsekracji i ukazaniu zgromadzeniu postaci eucharystycznych chleba i wina, które stały się już mocą Ducha Świętego Ciałem i Krwią Chrystusa, przewodniczący liturgii (biskup lub prezbiter) intonuje aklamację: „Oto wielka tajemnica wiary”. Zgromadzeni wierni odpowiadają: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”[1]. Przyzwyczailiśmy się już do tej odpowiedzi bywa, że umyka nam jej głęboki sens. Musimy jednak wpierw umiejscowić siebie w tym procesie, jaki nazywamy Historią Zbawienia.

Otóż na istnienie świata i ludzi można patrzeć co najmniej w trzech następujących po sobie etapach: dzieje świata i ludzkości do Chrystusa (1), czas ziemskiego życia naszego Pana (2) i czas po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, odznaczający się oczekiwaniem na Jego powtórne przyjście (3) – w tym właśnie trzecim okresie my się znajdujemy.

Ponadto Kościół naucza nas, że oprócz dwóch przyjść Chrystusa na Ziemię: poprzez poczęcie i narodzenie się z Maryi Panny, w wielkim ubóstwie i pokorze (1) oraz poprzez przyjście w chwale na końcu czasów (2), dokonuje się nieustannie nowe „przychodzenie” Pana poprzez GŁOSZENIE SŁOWA I SAKRAMENTY WE WSPÓLNOCIE KOŚCIOŁA. Każdy z nas żyje pomiędzy tymi dwoma przyjściami Chrystusa. Ale – jak widzimy – nie jesteśmy osamotnieni, gdyż On nieustannie staje pośród nas w liturgicznej celebracji.

Wyśpiewując aklamację po przeistoczeniu wyrażamy wiarę naszą i Kościoła, że nasz Pan Jezus Chrystus: umarł, zmartwychwstał i powróci w chwale.

„Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu”. Uświadamiamy sobie, że Chrystus – jedyny niewinny – wszedł w śmierć, aby odkupić pogrążonego w grzechu człowieka (mnie i Ciebie; abyśmy nie musieli umierać). Warto zwrócić uwagę, że Chrystus wkroczył w sytuację, która po ludzku była zupełnie bezsensowna. Uczynił to, co w naszych oczach jest widziane jako porażka, nieszczęście. My chcemy być „kimś”; a Chrystus przez ten rodzaj śmierci, przeznaczonej dla kryminalistów, stał się w oczach ludzi „nikim”, kolejnym nawiedzonym nauczycielem. Patrząc po ludzku rzeczywiście takie można wnioski wyprowadzić. Nie zapominajmy jednak, że tym, co prowadziło Chrystusa w „bezsens krzyża” było pełnienie woli Ojca. Mając tylko tę jedną obietnicę wkroczył w śmierć, wierząc, że „Jahwe przewidzi”. Jako wspólnota uczniów Chrystusa, wypowiadając słowa o śmierci Chrystusa, wyrażamy gotowość kroczenia tak jak Chrystusa drogą woli Ojca – także wbrew światu. Widzimy w naszej codzienności, że wiele sytuacji, w których zostajemy postawieni, daje nam okazję do „umierania dla Chrystusa”. Będąc w tych sytuacjach bezbronnymi, wierząc, że kroczymy drogą Bożej woli, liczymy tylko na Niego, że tak, jak wywyższył Chrystusa, tak i wywyższy nas.

„Wyznajemy Twoje zmartwychwstanie”. Bóg ingeruje w ludzką przemoc, w ludzkie (nasze[2]) zaślepienie, które obrazuje każdy grzech i okazuje się mocniejszy, aniżeli wszelkie zło. W fakcie zmartwychwstania Pana ukazane zostaje, że to Bóg ma rację, że to On jest Panem historii, że do Niego należy ostatnie słowo. Bóg pokazuje nam, że wbrew planom wielkich tego świata, historia musi zostać doprowadzona do swego końca zgodnie z wolą Ojca. W passze (pascha – przejście Chrystusa ze śmierci do życia) zostaje pokonany Szatan, który trzymał ludzi w potrzasku.

To wydarzenie dodaje odwagi nam – chrześcijanom, że będąc niejednokrotnie skazywanymi na śmierć za wierność Chrystusowi (śmierć nie w sensie biologicznego pozbawienia życia, lecz w tym znaczeniu, że jesteśmy często określani jako niedzisiejsi – choćby kwestia czystości przedmałżeńskiej, wzajemnej wierności, celibatu; te wszystkie sytuacje, w których z racji na swoją miłość do Chrystusa i wynikające z niej postawy jesteśmy odsuwani na bok, traktowani z „przymrużeniem oka”) – nie umieramy, lecz ostatecznie jesteśmy szczęśliwi, bo wierny jest Bóg.

„Oczekujemy Twego przyjścia w chwale”. To stwierdzenie ukazuje, że nasze życie przebiega w gotowości na przyjście Pana. Zawarte jest więc w nim wezwanie do czujności, ponieważ Pan jest blisko. Ten człon aklamacji ukazuje, że nasze spojrzenie skierowane jest w przyszłość z nadzieją. tematowi nadziei poświęcił swą ostatnią encyklikę nasz Ojciec Święty Benedykt XVI. Królestwo Niebieskie nie powstanie (pomimo tak wielu już prób w historii zakończonych klęską) bez Boga.

Ważnym jednak jest zobaczyć swoje własne życie. Jeśli będąc wiernym Bogu doświadczam obumierania (np. odrzucenia) i zmartwychwstania (pomimo tego żyję i chwalę Boga gdy inni mówią: tu nie ma Boga, przeklinaj swój los), to łatwiej jest mi oczekiwać przyjścia Pana. Noszę bowiem w swojej historii pamiątki, pewne wydarzenia, które mówią mi ,że Bóg jest.

Oczekiwanie na przyjście Chrystusa pomaga nam również nie przywiązywać się za bardzo (chodzi o relację chorą, zaborczą) do ludzi i przedmiotów – do świata. Wszystko bowiem przeminie; a Zbawicielem świata jest tylko Chrystus. Prośmy więc Boga, aby uzdolnił nas do ufnego oczekiwania tego Dnia.

Marana-tha – Przyjdź Jezu, Panie. Amen.




[1] Jest to jedna z czterech występujących w naszej liturgii aklamacji. Wszystkie jednak koncentrują się – choć przy pomocy innych słów – na tych istotnych faktach: śmierci, zmartwychwstaniu i paruzji Chrystusa.

[2] „Kościół w nauczaniu swojej wiary i w świadectwie swoich świętych nigdy nie zapomniał, "że to właśnie grzesznicy byli sprawcami i jakby narzędziami wszystkich mąk, które wycierpiał Boski Odkupiciel". Uwzględniając fakt, że nasze grzechy dotykają samego Chrystusa, Kościół nie waha się przypisać chrześcijanom największej odpowiedzialności za mękę Jezusa, którą zbyt często obciążali jedynie Żydów: Musimy uznać za winnych tej strasznej nieprawości tych, którzy nadal popadają w grzechy. To nasze przestępstwa sprowadziły na Pana naszego Jezusa Chrystusa mękę krzyża; z pewnością więc ci, którzy pogrążają się w nieładzie moralnym i złu, "krzyżują... w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko" (Hbr 6, 6). Trzeba uznać, że nasza wina jest w tym przypadku większa niż Żydów. Oni bowiem, według świadectwa Apostoła, "nie ukrzyżowaliby Pana chwały" (1 Kor 2, 8), gdyby Go poznali. My przeciwnie, wyznajemy, że Go znamy. Gdy więc zapieramy się Go przez nasze uczynki, podnosimy na Niego w jakiś sposób nasze zbrodnicze ręce (KKK 598).

niedziela, 2 grudnia 2007

Pokochać Liturgię (13)


Opowiadanie o ustanowieniu i konsekracja

Przemierzając poszczególne następujące po sobie momenty liturgii eucharystycznej, nie możemy tracić z oczu bardzo ważnego kryterium – a mianowicie kontekstu kulturowego i religijnego, w jakim owe wydarzenia zaistniały.

Nie możemy więc zapominać, że Bóg upodobał sobie w narodzie Izraela i tam posłał swojego Syna – Jezusa Chrystusa. On – wierzący i praktykujący Żyd zapragnął ze swoimi uczniami – zapewne jak co roku, spożyć wieczerzę paschalną. Będąc Bogiem, wiedział, że od tego momentu wieczerza ta – pascha – otrzyma nowe znaczenie, pełny sens, który zapowiadany był przez znaki Pierwszego Przymierza; wyjaśniony zostanie przez Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Oto bowiem już nie Mojżesz, lecz Chrystus poprowadzi lud, już nie Faraon, lecz Szatan zostanie pokonany, już nie wojsko zostanie zatopione w wodach Morza Czerwonego, lecz nasze grzechy w wodach chrztu tryskających na nowo każdej paschalnej nocy.

Podczas każdej paschalnej wieczerzy Żydowska rodzina, której zawsze powinien przewodniczyć mężczyzna, wspomina wyjście z Egiptu. Ojciec ukazuje macę (chleb -mąka zagnieciona z wodą w odpowiedni sposób – który spożywali Żydzi wychodząc z Egiptu, nie zdążył się zakwasić, bo w pośpiechu zbawiał Pan) i wypowiada następujące słowa: „To jest chleb niedoli, który nasi ojcowie jedli w ziemi egipskiej. Każdy, kto jest głodny, niech wstąpi i je. Każdy, kto jest w potrzebie, niech wstąpi i obchodzi Paschę. W tym roku tu, w przyszłym roku w Ziemi Izraela, w tym roku jako niewolnicy, a w przyszłym – jako ludzie wolni.”. Czterokrotne picie wina podczas nocy paschalnej (z 4 kielichów) jest symbolem wolności, słodyczy ziemi obiecanej. Wszystkie te obrzędy przeżywane są jako osobiste doświadczenie: to ja byłem w niewoli, to ja wołałem do Boga, to On mnie wyzwolił z niewoli…

Widząc – choć bardzo skrótowo – obrzędowe tło żydowskiej paschy możemy na miarę naszych możliwości wyobrazić sobie tę jedyną paschalną wieczerzę, która stała się Eucharystią. Czytając te żydowskie teksty czujemy, że istotnie to, co tam jest zapowiadane – już się wypełniło w Chrystusie, Prawdziwym Bogu – Baranku Paschalnym.

„Poprzez słowa i czynności Chrystusa dokonuje się Ofiara, jaką sam Chrystus ustanowił podczas Ostatniej Wieczerzy, kiedy swoje Ciało i Krew złożył w darze pod postaciami chleba i wina, dał Apostołom do spożywania i picia oraz polecił im uwieczniać to samo misterium” (OWMR 79d). Każda więc Eucharystia – niezależnie od czasu i miejsca – jest wspominaniem i uobecnianiem jedynej Ofiary Jezusa Chrystusa: Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Jej nieustanne sprawowanie wynika z posłuszeństwa nakazowi Chrystusa, który powiedział: To czyńcie na moją pamiątkę…

Warto jest, adorując ukazywane przez kapłana podczas konsekracji postaci eucharystyczne, prosić Chrystusa, aby wyzwolił mnie z mojej niewoli; aby pokonał mojego Faraona, aby wskrzesił mnie ze śmierci grzechu do życia w łasce.

Ważnym jest również zwrócić uwagę na słowa Chrystusa: Bierzcie i jedzcie z Tego wszyscy. On chce dawać Się Tobie w Eucharystii. Trzeba więc usposabiać się do tej uczty poprzez nawrócenie potwierdzone sakramentalnym rozgrzeszeniem. Czasem, nie przystępując do Komunii św., zachowujemy się jak na czyichś imieninach, na które zostaliśmy zaproszeni. Gospodarz częstuje daniem, które specjalnie przygotował, a my mówimy: nie, dziękuję, nie będę jadł… Analogia na pewno niedoskonała, lecz oddaje trochę charakter omawianej sytuacji. Chrystus powiedział: WSZYSCY! To znaczy Ty też!. Jeśli trwasz w grzechu – wstań, nawracaj się i korzystaj z tego daru. Chrystus, jak Mojżesz, pragnie wyprowadzać Ciebie z Twojej niewoli, pragnie przeprowadzać Ciebie przez śmierć starego człowieka, żyjącego według pożądliwości (Morze czerwone – odkrycie własnego chrztu) i doprowadzić do Życia wiecznego – aż poza granicę śmierci, przez którą On jedyny przeszedł i otworzył nam drogę. Chrystus Żyje w Kościele, Zmartwychwstały Pan, ten sam przez wieki. Czy wierzysz w to? Czy pozwolisz się Jemu poprowadzić?

Pokochać Liturgię (12)

Epikleza

Po odśpiewaniu aklamacji „Święty”, podczas której całe zgromadzenie liturgiczne łączy się z mocami niebios, następuje epikleza. Epikleza, to „szczególne wezwanie, w którym Kościół błaga o zesłanie mocy Ducha Świętego, aby dary złożone przez ludzi zostały konsekrowane, czyli stały się Ciałem i Krwią Chrystusa, i by niepokalana Hostia, przyjmowana w Komunii świętej, przyczyniła się do zbawienia tych, którzy ją będą spożywać” (OWMR 79c). Znamienne, że prośba o uświęcenie darów eucharystycznych mocą Ducha Świętego skierowana jest do Boga Ojca przez Syna: „… Przez Chrystusa prosimy Ciebie, wszechmogący Boże. Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana, Jezusa Chrystusa”. Wypowiadając te słowa przewodniczący zgromadzenia (i koncelebransi – jeśli są) trzyma ręce rozłożone nad pateną z chlebem i kielichem z winem, na słowa zaś: „aby stały się dla nas Ciałem i Krwią…” przewodniczący czyni znak krzyża nad darami.

Dla podkreślenia wagi tego momentu tuż przed epiklezą rozlegają się w kościele dzwonki, sygnalizujące przyjęcie postawy klęczącej[1]. Oto bowiem dokonywać się będzie konsekracja chleba i wina. Bóg – stanie się REALNIE obecny pośród nas pod postaciami chleba i wina.

Dalecy jesteśmy od wyszczególniania jakiegoś jednego, najważniejszego momentu Mszy. Trzeba raczej spojrzeć całościowo – oto podczas modlitwy eucharystycznej, zawierającej w sobie poszczególne elementy, Chrystus staje pośród nas. Tak więc od prefacji do końcowej doksologii jest to jeden uroczysty moment.

Trudno ubierać w słowa tak wielkie tajemnice wiary. Epikleza stanowi bowiem wprowadzenie w bezpośrednią ingerencję Boga. Celebrans, wezwany do przewodniczenia zgromadzeniu – sam będąc jedynie grzesznym człowiekiem, przyzywa Ducha Świętego, błaga, by Bóg – Syn Boży stał się rzeczywiście (a nie symbolicznie!) obecny pod prostymi znakami chleba i wina.

Nam, ludziom XXI wieku, przyzwyczajonym do sprawdzalności zjawisk, trudno jest wierzyć w takie wydarzenia. Wolelibyśmy raczej dostrzec jakieś potwierdzenie, namacalny dowód prawdziwości wyznawanej przez nas wiary. Wolelibyśmy , żeby podczas Mszy odezwał się głos: „Tak, to prawda”. Ale tak nie będzie. Sprawdzalnością autentyczności wiary jest nasze życie. Czy widzisz w swej codzienności owoce bycia przy Bogu? Czy przybywanie na liturgię – może już kilkadziesiąt lat – coś w Tobie zmieniło?

Jak bumerang wracają przed nasze oczy postacie biblijne: Abraham, Mojżesz, Maryja, Paweł i inni – dla których Bóg był przede wszystkim wydarzeniem, konkretnym faktem w ich historii. Byłoby to żałosne, gdyby oni poznali Boga tylko teoretycznie, nauczyli się o Nim z ksiąg, przyswoili – choćby nawet perfekcyjnie – wiedzę o Jahwe. Tymczasem Bóg ich spotykał, odnajdywał, ratował, powoływał. Był Realną Osobą. Ten sam Bóg przybywa do nas podczas liturgii. Chce z nami obcować. Posyła Ducha Świętego, aby dary chleba i wina stały się Ciałem i Krwią Chrystusa dla nas. Bóg zstępuje w nasze życie – takim jakim ono jest. Naszą rolą jest przylgnąć do Boga i prosić, by Jego obecność stawała się czytelna pośród wydarzeń dnia codziennego.

Wołanie o Ducha Świętego, dokonujące się podczas epiklezy jest typem naszej modlitwy. Bóg nie odmawia nigdy tej łaski. Mamy błagać Boga o Ducha Świętego również w innych momentach naszego życia. Prosić o Jego dary, to uznać, że nie ma we mnie wystarczającej mocy, aby nie pobłądzić; ja potrzebuję „Mocy z wysoka”, by trafnie rozeznawać natchnienia, propozycje świata. Duch nas uświęca, abyśmy stawali się widzialnym znakiem Bożego działania.

„Przyjdź Duchu Święty, napełnij serca swoich wiernych i zapal w nich ogień Swojej miłości. Ześlij Ducha Swego Panie i odnów oblicze Ziemi”.



[1] Wyprzedzając nieco przytaczam przepisy dotyczące postawy klęczącej podczas konsekracji: „Jeśli nie stoją na przeszkodzie względy zdrowotne, ciasnota lub obecność znacznej liczby uczestników, albo inne uzasadnione przyczyny (np. błoto, gdy liturgia odbywa się na wolnym powietrzu, S.P.), wierni klęczą podczas konsekracji. Ci zaś, którzy na konsekrację nie klękają, niech wykonają głęboki ukłon, gdy kapłan po konsekracji przyklęka” (OWMR 43).