Mędrcy szukają Dziecięcia.
Dzisiejsza Uroczystość zwana jest potocznie świętem Trzech Króli. Oto bowiem do narodzonego Jezusa przybywają trzej Mędrcy ze Wschodu, przynagleni dziwnym zjawiskiem astronomicznym. W ich wizycie spełnia się proroctwo wyrażone w Księdze Izajasza: „I pójdą narody do twojego światła, królowie do blasku twojego wschodu…; Wszyscy oni przybędą ze Saby, ofiarują złoto i kadzidło, nucąc radośnie hymny na cześć Pana”. Do Chrystusa przybywają poganie. Ta scena ukazuje nam uniwersalność dzieła zbawienia. Już nie tylko Naród wybrany – Izrael – jest adresatem dobrej Nowiny. W osobie Mędrców wyrażone są wszystkie Narody. Ci, którym z racji na swe pochodzenie nie należało się spotkać Boga zostali przez Niego wprowadzeni w adorowanie Boga. Nie przybyli zaś Ci, którym wydawało się, że mają do Jahwe uprzywilejowany przystęp.
W naszym życiu może być podobnie. Bóg objawiać się może w niespodziewany dla nas sposób. Może się również zdarzyć, że zapatrzeni we własną religijną doskonałość nie dostrzeżemy pokornego Boga ukrytego w jakiejś pogardzanej przez nas szopie. A rozpoznają Go i oddadzą Mu pokłon ludzie pokorni, świadomi swej słabości. Dziś podczas homilii usłyszałem, że Pan Bóg rozdaje prezenty w szarym opakowaniu, a nie pełne blichtru. Takim "szarym opakowaniem" było przyjście Chrystusa na świat nie w Jerozolimie (okazałej i złotej) lecz w peryferyjnym Betlejem.
Dostrzegać znaki.
Mędrcy przybyli za gwiazdą. Ona stanowi znak od Boga. Mądrość tych ludzi polegała na tym, że chcieli wyjaśnić to niespotykane zjawisko, nie mogli przejść obojętnie. Czy ja w moim życiu potrafię rozpoznać oraz interpretować znaki, jakie Bóg mi daje? To nie będzie gwiazda. Ale słowem Boga do nas jest Pismo święte oraz wydarzenia naszego życia. Biblijne słowo, czytane zwłaszcza w kontekście liturgicznym, nabiera szczególnej mocy. Bóg obecny pod postacią słowa objawia człowiekowi swą wolę właśnie na liturgii. Ten czas i to miejsce: liturgia, stanowią najdoskonalszy sposób komunikowania się Boga z człowiekiem. Czasem ludzie szukają jakiejś życiowej inspiracji w gwiazdach – horoskopach, udają się do wróżek. A Bóg chce mówić do naszego serca swoim słowem, które jest przecież żywe i skuteczne.
Znakiem danym przez Boga mogą być również wydarzenia jakie nas spotykają w życiu – konkretne fakty. Dlatego chrześcijanin nie powinien pytać się Boga: dlaczego mnie to spotyka? Raczej: Boże, co chcesz mi przez to wydarzenie powiedzieć? Jaki jest Twój zamysł? Skoro bowiem Bóg powołał nas do życia, to niejako „musi” dać nam o sobie znać, abyśmy rozpoznali Jego zamysł dotyczący swej drogi. Bóg pragnący mnie zbawić, nie może pozostawić mnie samemu sobie. Dlatego musi być moment, w którym Bóg objawi się każdemu człowiekowi, a ten albo przyjmie Jego plan albo go odrzuci.
Oddać pokłon - zejść z piedestału.
Mędrcy upadli na twarz i oddali pokłon Jezusowi. Doszli do celu swej podróży, znak dany od Boga był prawdziwy, nie zawiedli się. Pogańscy władcy oddają pokłon Chrystusowi – swemu Zbawicielowi. Ten proces oddania czci, uznania swej niższości trzeba przejść osobiście. Właściwie w sercu chrześcijanina toczy się nieustanna walka. Zmaganie to dotyczy oddawania czci. Głównym konkurentem Boga w sercu chrześcijanina jest pieniądz. Tak często na tym polu okazujemy się bałwochwalcami: przecież Bóg mi pieniędzy nie da. I uważamy, że w tej dziedzinie musimy radzić sobie sami. A Bóg pragnie być Panem każdej naszej sprawy, chce być obecny w naszych troskach. Komu oddaję pokłon w moim życiu. Jakie jest imię tego bożka, który rywalizuje z Chrystusem na głębinach mojego serca?
Spotkanie przemieniające - wrócić inną drogą.
Mędrcy inną drogą wrócili do Ojczyzny. To też ważne. Spotkanie Chrystusa sprawia, że wraca się w inny sposób. Inna droga to symbol nawrócenia. Tyle już razy przychodzimy do Chrystusa; tyle lat słuchania słowa, przyjmowania sakramentów – czy przeżyłem nawrócenie? Czy jest we mnie odrobina nowego człowieka – Jezusa Chrystusa? Jednym z głównych zarzutów ze strony ludzi niepraktykujących pod adresem katolików jest ten, że chodzenie do kościoła ich nie zmienia. Właściwie to tylko tym się odróżniają od nie chodzących, że w niedzielę idą na Mszę św. A poza tym to jak inni: oszukują, używają przemocy, gonią za pieniądzem… Może się zdarzyć tak, że przez naszą postawę zamiast oddalonych przywołać do wiary – wzbudzimy w nich jeszcze większe wątpliwości. A biada temu, kto gorszy (czyni gorszym) choćby jednego z tych najmniejszych… Trzeba więc zadawać sobie pytanie: czy dostrzegam swoją grzeszność i chcę wejść na nową drogę życia? Czy odkryłem przed Bogiem pokłady starego człowieka żyjącego wg logiki siedmiu grzechów głównych? Odwagi! Bóg będzie działał i wyprowadzał nas ku nowemu życiu. Stworzy w nas nowego Adama, człowieka żyjącego wg ducha Jezusa Chrystusa. Tylko, czy na to pozwolę?
Dziękuję za tę notę!
OdpowiedzUsuńMorał z tego może banalny, ale prawdziwy: Bóg będzie szedł z nami, jeżeli my damy mu swoją dłoń. On zawsze jest i zawsze czeka. Teraz nasz ruch..
OdpowiedzUsuńOj, z tym pozwoleniem to bywa różnie - mnie na przykład dziś spowiednik lekko sprowadził do pionu i uświadomiłem sobie, że dużo mi brakuje do tego by "nie wracać tą samą drogą". Ale ufam, że Bóg udzieli mi tej łaski.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ojcze, dużo sił na okres "kolędniczy"!