Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z nocnych rozmyślań.... Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą z nocnych rozmyślań.... Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 marca 2020

lokalnie czyli globalnie

image courtesy: mexico institute
Pamiętam, gdy na wykładach z Socjologii, a był to początek lat 2000, nasz profesor, ks. Ireneusz Stolarczyk, przedstawiając rozpędzający się proces globalizacji, użył porównania do noża: globalizacja jest jak nóż - możesz nim pokroić chleb ale i możesz nim kogoś zranić.
Wydaje się, że to, w czym uczestniczymy dziś jako "globalna wioska" jest właśnie tym niewłaściwym "użyciem noża". Oczywiście, pozostaje (i pewnie pozostanie) tajemnicą, czy był to przypadek, który akurat dostał się na "transmisyjny pas" zglobalizowanego świata czy też zamierzone działanie nakierowanie na przyszłe interesy (stara zasada mówi: patrz kto się wzbogaci). Faktem jest, że ów wirus korzysta z "wehikułu" jakiego współczesne społeczeństwo w sposób naturalny mu dostarcza, ponieważ szybkie przemieszczanie się jest niewątpliwie jednym z najdoskonalszych osiągnięć cywilizowanego świata.

Drugą cechą globalizacji jest pozorna lokalność. Podział na kraje, których terytorium okreslają granice administracyjne a władzę sprawują poszczególne rządy - choć teoretycznie pozostaje jako obowiązkowy - to jednak stopniowo traci na znaczeniu. Powodem tym są właśnie procesy globalizacyjne, które jak gdyby paralelnie - obok zwykłego biegu spraw - wytyczają swoje własne szlaki. I właśnie w tym kluczu to, co dzieje się gdzieś lokalnie - nawet bardzo daleko - w krótkim czasie może osiągnąć rezonans globalny, niezależnie od działań oficjalnych instytucji. 

Trzeba szukać sposobów, aby "nóż służył ukrojeniu kromki chleba". A skoro to co lokalne natychmiast może stać się globalne - niech więc lokalnie właśnie dzieje się dobro, służba, uczciwość, odpowiedzialność. Takim przykładem, który już osiąga zasięg globalny w obecnej "wirusowej" sytuacji jest chociażby akcja, by bez konieczności nie ruszać się z własnego domu; albo chlubna inicjatywa młodzieży, aby pomagać starszym w zakupach, nie narażając ich samych na ryzyko infekcji. Sposobów jest wiele. Wystarczy się rozejrzeć - lokalnie właśnie, aby posłać w ten świat falę dobra i miłości. A ta... niech się globalizuje. 

środa, 20 grudnia 2017

Powrót na wigilię

A na końcu, gdy już upadną "grzeczności"
i zerwie się z łańcucha brutalna i chłodna rzeczywistość, 
olśni Cię tęsknota.
I z pamięci niewinnych czasów wyłonią się wspomnienia:
wieczornej pory
i blasku drzewa,
win zapomnienia
i uścisku dłoni,
smaku pierogów,
i „Cichej nocy”,
kościoła w oczekiwaniu na północ
i Twojego przeczucia,
żeś w domu
i że patrzysz
jak rodzi się
Miłość..

S.P.
20.12.2017

wtorek, 26 lipca 2016

Nocne myśli

Nie mogąc zasnąć zmówiłem kolejny pacierz. Myśli kotłują się w głowie: tej nocy, w tej chwili, co się dokonuje? Są pewnie myśli płynące do Boga, może ciche łkania, są miłosne wyznania i ciemne interesy.

I gdzieś na dnie serca przeraża prawdopodobieństwo, że w jakiejś szalonej głowie może dojrzewać decyzja by zabić, by znów uderzyć i przerazić. Tak wiele niewinnych ofiar, których istnienia zostały nagle przerwane. I byli wśród nich zapewne wierzący jak i nie, zginęli również muzułmanie. Podnoszą się dyskusje na temat Europy i Polski. Wiele niedomówień, a te rodzą nieporozumienia.

Chrześcijanin pyta się w sercu o to, w jaki sposób z jednej strony realizować ducha gościnności i pomocy, a z drugiej jak dbać o własny dom i bezpieczeństwo tych, których powierzono jego pieczy. Ziemia, dziedzictwo, ojcowizna, tradycja - wszystko to, co Boża opatrzność dała nam, jako Polakom przed wiekami, co stanowi o naszej tożsamości i sile. Łatwo w takiej sytuacji, gdy emocje również odgrywają rolę, popadać w skrajności: z jednej strony wrogie wobec obcych getto, a z drugiej w naiwną lewicową ideologię wielokulturowych społeczeństw, która ostatnio w sposób tragiczny weryfikuje swą słabość i nieodpowiedzialność jej heroldów.

Jedna rzecz na pewno "powiodła" się terrorystom: wzbudzili niepokój i strach. Ludzie stali się nieufni, patrzą jeden na drugiego z rezerwą i podejrzliwością.

Są takie momenty, kedy trzeba przyznać swoją bezradność: nie wiem jak potoczy się historia najbliższych miesięcy. Czy kolejne zamachy są kwestią czasu? A może Europa będzie musiała ze wstydem pożegnać się z polityczną poprawnością i w pokorze powrocić do swych korzeni, jak choćby do wielkiej Francji "Córy Kościoła". Może ten kryzys posłuży jakiemuś odrodzeniu? Czy i tym razem Polska odegra jakąś szczególną rolę?

niedziela, 5 lutego 2012

Na Babcię


... I ubywa ich z każdym dniem
Coraz mniej tych Babć zostało...

Jak mosty pomiędzy dwoma światami

Bo choć są z nami, to jakby gdzieś indziej
Jakby się jeszcze nie zadomowiły

Te ubrania z wielkiej szafy, z zapachem naftaliny
Wielokrotnie cerowane i chustka na głowie
Do kościoła płaszcz
Coż że sprzed 40 lat – przecież ciepły
I wyrazy tak bardzo już obce
I wspomnienia o dawnej Polsce
I książeczka – jakże zużyta
różaniec też wytarty – omodlony

Patrzy w okno – może wygląda syna
co nie wrócił z rejsu
(i nie wróci, bo chłopak utonął z 30 lat temu)

Rano znów: „Kiedy ranne”
wieczorem: „Wszystkie nasze”
„Co za słowa, Babciu,
dziś już tak się nie mówi"


Bo zawsze było pod górkę
A to wojna, a to bolszewiki
Zawsze strach – czy nie przyjdą i nie zabiorą
Nerwówka – co dać zjeść
Eh, zawsze coś...

A dziś, cóż zostało?
Trochę pożyć jeszcze
Trochę, żeby nie ciążyć tak bardzo

A potem pójść Tam
dokąd koledzy ze szkolnych lat
Zostawić mieszkanie posprzątane
I kwiaty podlane
Amen

... I ubywa ich z każdym dniem
Coraz mniej tych Babć zostało...


wtorek, 11 października 2011

Powyborczo-eklezjalnie

Mam mieszane uczucia. Toczy się we mnie walka pomiędzy dwiema wizjami: Boże, a może da się jakoś je pogodzić? 

Z jednej strony nieźle jestem wkurzony z powodu wyników wyborów w Polsce (również głosowałem, w ambasadzie). Może nie tyle dziwi mnie wynik PO, ile bardziej fakt, że co czwarty młody Polak poparł antyklerykała. Co czwarty młody Polak, którego - raczej - ewangelizowaliśmy (my - Kościół), daliśmy sakramenty, uczyliśmy religii. Takie są fakty. Powraca poważne pytanie dotyczące inicjacji chrześcijańskiej: na jakiej podstawie chrzcimy, jakie mamy "narzędzia" rozeznawania motywów, odróżniania religijności od wiary, zwyczaju od przekonania, gdy dopuszczamy do bierzmowania, gdy akceptujemy błogosławienie związków małżeńskich. Jeśli nam, kapłanom, po tylu latach formacji, zdarzają się upadki i dokonują się odejścia - to co dopiero z wiernymi świeckimi, którzy nie mają szans przejsć tej podstawowej foramcji we własnych rodzinach i parafiach.
Te wybory, to też zimny prysznic dla nas - ludzi Kościoła. Przejrzyj, zbudź się ze snu iluzji, nie uspokajaj się, że w innych krajach jest gorzej... Co, jako Kościół, robimy, aby ochrzczeni stawali się rzeczywistymi świadkami Zmartwychwstałego?

Z drugiej strony wiem, że "uczeń nie jest nad Mistrza" i że oznaką wiarygodności Kościoła były, są i będą PRZEŚLADOWANIA. W pewnym sensie to musi się stać! Nasz Zbawiciel, nie złorzeczył, gdy Mu urągano i  - jak kryminalistę - przybijano Go do krzyża. Nie złorzeczył, lecz modlił się za tych, którzy - z różnych powodów - byli wtedy zaślepieni. Jestem przekonany, że o wiele bardziej powinniśmy przyjmować postawę Chrystusa, sługi Boga, aniżeli iść na konfrontację z tym światem, używając jego metod. Powie ktoś, że prawdy trzeba bronić. Prawda obroni się sama. Tak, jak Jezus, wisząc na krzyżu, nie mówił: "Panowie, dajcie spokój, jesteście w błędzie, to nie tak, jak myślicie...", bo wierzył, że Jego opoką jest Ojciec i do Niego należy ostatnie zdanie i nie został zawstydzony zmartwychwstając dnia trzeciego; tak też my - chrześcijanie - upatrujmy naszego usprawieliwienia w Ojcu, w Jego Opatrzności, a nie w trybunałach ziemskich. 

Jest też pokusa stopienia się ze światem Być po trochu tu i tam. Otóż, wg mnie, to coraz trudniejsze. Coraz więcej jest przestrzeni, na których chrześcijanin mówi - to nie dla mnie. Owszem, za cenę utraty znajomości, czasem pracy... Akurat tutaj w Rzymie przeżywamy pewną sytuację. Otóż w jednym ze szpitali pracowało kilka sióstr zakonnych. Pracowały na podstawie kontraktu, w którym między innymi było zastrzeżone, że szpital respektuje nauczanie Kościoła w kwestiach etycznych. Kilka miesięcy temu kierownictwo szpitala zapowiedziało, że zmienia zapis i wprowadza metodę in-vitro. Siostry już dziś tam nie pracują. Podjęły decyzję, że odchodzą. Na pewno był żal i smutek, ale też nadzieja, że wierność Chrystusowi nie pozostanie zapomniana. 

Bo o to się rozgrywa walka: skąd płynie moje życie? Kto zabezpiecza mój los? Pieniądze? Szef? W kim pokładam nadzieję? No własnie, w kim - w czym? Weryfikuje to moja - nasza - codzienność. 

Dobranoc Państwu.

niedziela, 25 września 2011

"Gościu, siądź pod mym liściem...", a życie życiem

Trochę mnie to denerwuje i to już od dłuższego czasu! A teraz się to we mnie spotęgowało. Co? To! Nasza obłuda. Chlubimy się w świecie jacy to my - Polacy - jesteśmy otwarci, gościnni. Niczym lipa w Czarnolesie udzielająca swego cienia zmęczonemu wędrowcy. Na gościa z zagranicy to może i owszem. Bo przecież pokazać się trzeba. A wobec siebie? Jak wygląda nasza codzienność ta szara, deszczowo-poniedziałkowa?

Czyżby po latach komuny, negowania własności prywatnej, upubliczniania wszystkiego, wajcha odbiła w drugą stronę? 

Dobra, o co chodzi...

Chodzi o to życie codzienne, sąsiedzkie. Pamiętam, że w dzieciństwie normalną rzeczą było iść do sąsiadki pożyczyć cukier czy jajka. Drzwi od mieszkania właściwie zamykaliśmy dopiero na noc. W kamienicy czuło się wspólnotę z sąsiadami.

Potem przyszła nowoczesność. My, Polacy, dorabialiśmy się. Mieliśmy coraz więcej rzeczy, rzeczy, rzeczy, rzeczy, rzeczyyyyyyyyyy. I coraz mniej nas łączyło między sobą. Nowe drzwi, zamki antywłamaniowe, super domofony, monitoring. W końcu zniknęły nazwiska. Bo ochrona danych osobowych. Bo złodzieje, bo Cyganie, a może Niemcy znów najadą - a wtedy przecież nas nie znajdą. Rzeczywiście. Złodzieje zabijają się o to, kto pierwszy wyniesie Ci z domu dvd albo zmywarkę. Więc, Polaku, jesteś bezpieczny w swoim małym, ustabilizowanym świecie.

A kto mieszka za ścianą? A sąsiad coś jadł? Czasem dopiero odór rozkładających się zwłok dał znać, że z Panią spod 9 coś nie tak...

Wczoraj byłem u pewnej rodziny, tutaj, w Rzymie. Mieszkanie ogromne, lekko z 200 m2. Podchodzę do klatki schodowej, znajduję na domofonie ...nazwisko... Jest nazwisko! A byłem przekonany, że trzeba będzie się ratować komórką. Ale jest. I jest więcej nazwisk. I oni się tak nie boją? Tak nazwiska umiesczać, że każdy z ulicy przeczytać może? No nie boją się. A po 3 miesiącach życia tutaj - z tego, co widzę - jest to kraj o wiele bardziej niebezpieczny i kryminogenny aniżeli Polska. I się nie boją... Dzwonię, wchodzę... A więc można...

Jasne, że tego może od razu nie zmienimy. Ale może wpierw mentalność. Że ten obok, że ten przechodzień to mój bliźni, a nie wróg. 

Podczas udzielania sakramentu małżeństwa w momencie końcowego błogosławieństwa padają takie słowa: Wśród świata bądźcie świadkami, że Bóg jest miłością, aby stroskani i ubodzy, doznawszy waszej pomocy, przyjęli was kiedyś z wdzięcznością do wiekuistego domu Boga. 


Jan Kochanowski, Na Lipę

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!
Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,
Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie
Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,
Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły
Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie.


środa, 21 września 2011

U grobu Świętego

Trzeba trochę wcześniej wstać, aby tak po 6 wyjść z domu. O 6.30 otwierają plac, a o 6.45 bramki kontrolujące rzeczy wnoszone do środka. O 7.00 otwierają drzwi. I już można wejść. Tak mniej więcej wygląda mój każdy czwartkowy poranek. Jadę wtedy do Watykanu. W czwartki bowiem, o 7 rano, odprawiana jest w języku polskim Eucharystia na grobie Bł. Jana Pawła II. Teraz już na górze, w kaplicy poświęconej Św. Sebastianowi. Przed beatyfikacją, msza odprawiana była w kryptach, gdzie spoczywało ciało Ojca Świętego.


Ta Eucharystia raczej nie gromadzi tłumów. Wieść o niej rozchodzi się pocztą pantoflową pośród Polaków.  Zazwyczaj jest 20 - 30 księży, około 20 sióstr zakonnych i kilkadzieisąt osób świeckich. 
To piękne czwartkowe poranki. Modlić się przy grobie Świętego. A jest za co... Pomyślałem sobie: przecież ludzie czasem jadą tutaj tysiące kilometrów, aby prosić o łaski. Ja mam kilka przystanków metrem. Ruszaj się, facet....! Tak też sobie postanowiłem, że gdy tylko będę mógł, zawsze tam pojadę. Noszę w pamięci pamiątki wstawiennictwa Bł. Jana Pawła II. Modliłem się i zostałem wysłuchany...

poniedziałek, 5 września 2011

Paschalny

...I dodaje nadziei to, że wie lepiej Pan.
Z siebie nic albo naprawdę mało. 
Schylić głowę, dać się wieść, 
choć wbrew sobie,  
choć wprost w ciemność.
Gdzieś tylko w tyle i w przodzie 
w historii i w jutrze
jaśnieje blask. 
Bo Ten, Który kroczył, 
kroczy nadal. 
I rozprasza ciemności duszy, 
odpędza lęki, wskazuje drogę. 
Jak ta jedyna świeca,
w tę jedyną Noc...



sobota, 19 lutego 2011

Hej, młody człowieku

"Pusty będzie próg i smutny dom"
Od kilku tygodni towarzyszy mi pewna piosenka. Mało znana i raczej nie do usłyszenia w "lansiarskich" rozgłośniach radiowych. 

Wchodzi ona w skład płyty "Tu ziemia tu ziemia, niebo czy mnie słyszysz?" studenckiego zespołu "DeA" z duszpasterstwa akademickiego redemptorystów w Toruniu. 
Tytuł tej piosenki-ballady, to "Hej, młody człowieku". Słowa: Wojciech Polasik, muzyka: Marek Stachowiak.


 

Hej młody człowieku, jeśli starca zobaczysz bez nóg w podziemnym przejściu, niech wyjrzy z ciebie Bóg, grosz mu daj – choćby ten ostatni – to może ojciec twój, który przysiadł tylko; a ludzi gniewne tłum twarze niosąc wilkom mają podobne.
Hej młody człowieku, jeśli pijaka zobaczysz – wstać nie będzie mógł, niech wyjrzy z ciebie Bóg, dłoń mu daj, choćby przeklnął cię – to może brat twój, który odszedł kiedyś, bo życia skąpy znój lat mu chudych siedem w pogardzie mając dał.
Hej młody człowieku, jeśli matkę zobaczysz w czekaniu, szybko przejdź przez próg, niech wyjrzy z ciebie Bóg, dłonie dwie ucałuj mocno, bo może kiedyś gdy ze swoich zejdziesz dróg, nie będzie czekał nikt, pusty będzie próg… i smutny dom.
A mówi to ci człek, co nieraz ślepo szedł, nieraz dłonie dwie na swych kieszeni dnie zwijał w pięść, lecz teraz ujrzał świt tak mu strasznie wstyd, bo głupio żył…


niedziela, 13 lutego 2011

Panu dziękujemy.

- Panu dziękujemy.
- Ale ja…
- Tak tak, dobrze, dziękujemy.
- Ale ja jestem młody, przecież dopiero zacząłem…
- Jest Pan młody, ale są młodsi, bardziej twórczy i oddani – tacy, jak Pan kilka lat temu. Czas tak szybko leci. Eh wczoraj Pan, dzisiaj oni, jutro inni. Tak to się już kręci.
- Ale przecież ta praca, to całe moje życie, oddałem się w zupełności. Te zarwane noce, przecież rozwód… Wszystko dla…, a teraz tak po prostu?
- Tak wiemy, ale sam Pan rozumie. Przepraszam, ale spieszę się na spotkanie. Do widzenia. Aha, proszę tylko pamiętać o zdaniu legitymacji i służbowych rzeczy na recepcji. Piękna dziś pogoda, nieprawdaż? Miłego dnia.



Tak wrócić do majowego poranka. Pierwsza komunia. Bezpieczne dzieciństwo. Dom, stół, Rodzice. Oaza spokoju. Potem szkoła jedna i druga, uczelnia, szybka kariera.
Bóg? No został wtedy, w maju. Został przy stole komunijnego przyjęcia. Dostał papierki od prezentów, oranżadę i tort.
Bóg – taka trampolina, żeby się wybić w dorosłość. No sorry, ale chyba już wiesz, że nikt tak naprawdę nie traktuje Cię poważnie. Przydawałeś się, owszem, były momenty. No ale przecież potem życie musi się rządzić swoimi prawami. A tak poza tym, to trochę obciach z Tobą dalej. Weź zostań. Sam rozumiesz. To nie są strefy dla Bogów. Albo dobra, weź czekaj w pogotowiu – no wiesz, jakby co, to wtedy zadziałasz. Może być? Bo teraz, to wiesz – to będzie porażka, żeby z Bogiem tutaj startować. Przepraszam, ale spieszę się na spotkanie.

środa, 9 lutego 2011

Zostawię...



Zostawię
najnowsze nasze autostrady,
którymi można się w końcu chlubić.
Zostawię
najpotrzebniejsze moje relacje, bez których
wydawać się mogło, że świat się skończy.
I muzykę, podróże,
i Santiago tam za mną nie pójdzie.
Zostawię ambonę i ołtarz,
habit wezmę ten jeden na mnie - ostatni, eschatologiczny,
inne na kołku podyndają.
Zostaną niezrealizowane pragnienia
pięknej w końcu liturgii,
ze śpiewami, homilią, kadzidłem i bez pośpiechu.
Zostaną niedopowiedziane słowa -
a wydawało się, że wystarczy czasu.
Zostanie świat ze swoim blichtrem.
Może posprzątam pokój,
może odpiszę na listy, oddzwonię,
podziękuję lub przeproszę.
I pójdę.
A świat potoczy się dalej:
...Informacje dnia, wstajesz i wiesz, traffic, pogoda....
Dzień jak co dzień.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Adwentowo-świąteczne myśli; o odsłodzeniu trochę

Zrobiło się wokół Bożonarodzeniowo. Przynajmniej zewnętrznie. W sklepie słyszę kolędy, wystrój również jest jednoznaczny (choć w tym wszystkim jakoś brakuje Jezusa. Czasem wydaje mi się, że ON jest traktowany w te święta jako "przeżytek", jako "niepotrzebna komplikacja"). Ludzi coraz więcej na zakupach. Klimat. Może i staniemy się dla siebie bardziej przyjaźni. Może przepuszczę kogoś w drzwiach, może uśmiechnę się na to, że ktoś wepchnie mi się w kolejkę - w końcu święta mają swoje prawa, przecież jeśli zwierzęta w wigilię gadają ludzkim głosem, to może i w nas tego człowieczeństwa przybędzie.

Czy znajdą miejsce?

Od kilku lat chodzi mi po głowie zrobienie jasełek "odsłodzonych". Chyba przywykliśmy do tego sielankowego klimatu świąt Bożego Narodzenia. Stary Józef, Maryja w pięknej szacie piastująca Dzieciątko, pasterze, wyglądający jak niewinni chłopcy. Do tego nasze lokalne aktualizacje: o Polsce, polityce, kryzysie, itd.
A jak było naprawdę? Niewiele wiemy. Widzę jednak, że w historii Maryi Dziewicy od samego początku rozgrywa się jakaś dramaturgia. Od powiedzenia przez Nią "Fiat" Jej życie przyspieszyło. Nie wiedziała, w którą stronę to się potoczy - miała tylko jedną gwarancję: słowo Boga, obietnicę. Można powiedzieć, że Maryja podpisała się pod czystą kartą swojego życia. A zapisywać ją miał sam Bóg. I od samego początku jest pod górkę, wiatr w oczy - zero sielanki, królewskiego życia - od samego początku wyłania się cień krzyża, miecz boleści.
Czwarta niedziela adwentu  - ewangelia o Józefie i jego perypetiach. Tutaj nie ma sielanki, żadnego tralalala, tutaj rozgrywa się dramat na głębinach jego serca: Chce oddalić swą Oblubienicę, która była brzemienna - już podjął tę decyzję. Dlaczego? Nie wiemy. Czy nie czuł się godny? Czy dopuścił myśl o zdradzie (sic!)? Nic słowo o tym nie mówi. Mówi tylko, że chciał Ją uchronić przed zniesławieniem, dlatego postanawia oddalić - rozstać się. Stawiam się w miejscu Józefa. Jak musiała wyglądać noc poprzedzająca to oddalenie Maryi (mieszkali oddzielnie, a czas między zaślubinami a zamieszkaniem mógł trwać nawet do 11 miesięcy). Czy płakał, czy posiwiał? Czy był kuszony przez diabła, który przyszedł pod postacią lęku i interpretował mu fakty po diabelsku: "zobacz, co cię czeka, to dziecko nie jest twoje, jak będziesz postrzegany w Nazarecie? Tobie się należy inne życie, itd...".
I Bóg posyła anioła, aby dodał Józefowi odwagi: "Z Ducha Świętego jest To, co się pocznie, nie lękaj się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki". Anioł mówi o lęku. Bo tym, czym nas nieustannie zatruwa diabeł, to lęk, strach. Józef prowadził swoją wewnętrzną walkę, miał swoją osobistą relację z Bogiem. Jest takie mądrościowe opowiadanie o tej scenie. Kiedy Józef został wprowadzony przez anioła w Boży plan, kiedy został uspokojony, pyta się Maryi: dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Dlaczego musiałem przez to wszystko przechodzić? A Maryja odpowiada: Cóż mnie do Ciebie i Boga? To relacja między Tobą a Bogiem, nie mogłam w to wkraczać.
I potem spis ludności w Betlejem. Około 150 km z Nazaretu. Brzemienna Maryja i Józef. Czas rozwiązania, brak miejsca w gospodzie, żłób. Czy to sielanka? Fajnie tak się nam śpiewa "lulajże Jezuniu" delektując się pysznymi pierogami i popijając gorącym barszczem.
Ofiarowanie Jezusa w świątyni: Symeon wyznaje wiarę w Zbawiciela i mówi o mieczu boleści. Potem rzeź niewiniątek. Ucieczka do Egiptu. Wciąż mają pod górkę, właściwie wspinają się na górę - na kalwarię. A to przecież pierwsze dni czy tygodnie. To dopiero początek.
Święty Józef też bywa przedstawiany jako stary i milczący. A przecież to podpora Maryi i małego Jezusa. To mężczyzna, który chroni swoją rodzinę.
Chcę być wdzięczny za Józefa i Maryję. Dwoje małżonków, którzy uczynili  w sobie przestrzeń dla Boga, pozwolili się prowadzić. Każde z nich najpierw oddzielnie, przez osobistą historię jaką Bóg z nimi prowadził. Ale potem już razem, jako małżonkowie, którzy przyjęli Dziecinę, Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela. I ostatecznie dziś królują wraz ze swoim Synem. Maryja wstawia się za nami i pomaga wierzyć wbrew nadziei.
Trzeba się w te ostatnie dni wyciszyć, zadumać. A potem zbliżyć się do szopki i być wdzięcznym. Nie infantylnym, banalnym, ale starać się wniknąć w miłość, jaka stamtąd bije. To nie była sielanka. To była walka o zbawienie świata.
 Kilka szczegółów na ikonie Kiko Arguello przedstawiającej Boże Narodzenie:
1. Jezus w żłóbku w kształcie trumny - to zapowiedź krzyża.
2. Maryja zamyślona - jest przed Jezusem, gdyż to przez Nią narodził się Zbawiciel.
3. Starzec z laską to diabeł, który interpretuje Józefowi historię po swojemu, zwodzi go na pokuszenie.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

"Wyłaź, szczurze!" - czyli (nie)dobra nowina dla grzesznika

Jak co roku, tak i tym razem, nocą z 12 na 13 grudnia, pod domem Generała Jaruzelskiego odpowiedzialnego za wprowadzenie w Polsce stanu wojennego, zebrała się liczna grupa ludzi wyrażających swoją niechęć do tego człowieka. Tenże ma na swych rękach krew polskich Patriotów, ludzi, którzy nie zgadzali się na dyktaturę bolszewików w naszej Ojczyźnie. Jestem za tym, aby prawda wyszła na jaw, aby była usankcjonowana. 

Nie mogę się jednak zgodzić na zaszczuwanie człowieka pod jego własnym domem. Taka postawa nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Kim są ludzie, którzy z Bogiem na ustach, śpiewając "Rotę", a w niej słowa "tak nam dopomóż Bóg" - gardzą innym człowiekiem? Owszem, nawet jeśli jest zbrodniarzem, nawet jeśli ma krew na rękach, to drogą do prawdy nie jest nigdy nienawiść. Wstydzę się za tych chrześcijan, którzy ze znaku krzyża, ustawionego ze zniczy, uczynili tam, pod tym domem, broń nienawiści i upokorzenia drugiego człowieka. Jak przewrotnie można traktować krzyż. Symbol niezmierzonej miłości Chrystusa do wroga, symbol pojednania, stał się narzędziem nienawiści, stał się katapultą miotającą orędzie zemsty.
Dziś trzeba się modlić w intencji Generała Jaruzelskiego, o zbliżenie się (o ile się to jeszcze nie dokonało) do Chrystusa, o pojednanie z Bogiem, ze swoją historią, z ludźmi, których skrzywdził, o stanięcie w prawdzie.
Trzeba się modlić także za tych, którzy uważają się za sprawiedliwych i chcą przeprowadzać sprawiedliwość wg mentalności Barabasza, który walcząc w "słusznej sprawie" - zabił.
Jedyną drogą jest modlitwa, miłość i przebaczenie. Droga, którą pokazał Chrystus, umierając na krzyżu za każdego człowieka, za świętego i za zbrodniarza. Jednego i drugiego chce mieć bowiem przy sobie, w Królestwie Niebieskim, na  wieki.


"Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, 
i posiądzie możnych jako zdobycz, 
za to, że Siebie na śmierć ofiarował 
i policzony został pomiędzy przestępców. 
A On poniósł grzechy wielu, 
i oręduje za przestępcami" (Iz 53,12).

niedziela, 12 grudnia 2010

Modlitwa - czynne całą dobę

Od ponad tygodnia doświadczam życia w innej strefie czasowej. Piszę te słowa po godzinie 23, za chwilę sen, a w Polsce jest już po 5, wiele osób wstaje, by rozpocząć nowy dzień. Pierwszy raz doświadczam takiego czasowego rozdźwięku. Chciałoby się z kimś pogadać w Polsce, ale dochodzi do głowy myśl, że tam ludzie już śpią. i na odwrót: gdy ja będę odwracał się na drugi bok w ciemności nocy, Polska, jak długa i szeroka, będzie świętować niedzielny ranek. To oczywiste - o czym piszę. Ale naprawdę gdy się tego doświadcza, jest się na początku mocno skołowanym.
Zobaczyłem tę rzeczywistość jednak i z innej strony. Przecież te strefy czasowe sprawiają, że ludzie na całej kuli ziemskiej nieustannie się modlą. Nie ma godziny na naszej planecie, kiedy nie byłaby sprawowana Eucharystia. Można powiedzieć, że pomimo grzechu, jaki panoszy się na świecie, pomimo zła dokonującego się rano, wieczorem i pod osłoną nocy - to jednak świat jest otoczony nieustanną modlitwą tysięcy, milionów chrześcijan. Dzięki sprawowanej Eucharystii nasza planeta jest uświęcana, staje się miejscem nieustannej liturgii. W każdej godzinie Kościół uwielbiony w Niebie, Kościół oczyszczający się w Czyśćcu i Kościół pielgrzymujący na Ziemi tworzą doskonałą wspólnotę modlitwy i chwały, komunię z Bogiem W Trójcy Jedynym, Maryją i Świętymi. I tak będzie aż do końca świata, do powtórnego przyjścia Chrystusa w chwale. 
Wnosi w moje życie wiele nadziei to przekonanie, że modlę się za świat, gdy on śpi. Jestem spokojny, bo gdy śpię - modli się druga półkula. Szatan jest trochę zblokowany, ponieważ napotyka na barykadę modlitwy. Nie można nam ustać w tej walce. Trzeba trwać na posterunku, jak strażnicy czekający świtania - trzeba wypatrywać nadchodzącego Chrystusa. A On nadejdzie: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół. Przyjdę niebawem".


ARMIA - ADWENT

Jesienne wyspy, niepokojne sny
zimowe gwiazdy, zgaszone dni
usycha trawa, więdną kwiaty pól
Twoje słowa dźwięczą
coraz bliżej już

Otwórz drzwi
wsłuchaj się raz
Zwycięzca śmierci
wraca na czas

Błądzące światła, mieszkańcy snów
prostujcie drogi, czuwajcie znów
wołajcie góry, niech szumi wiatr
prostujcie ścieżki, nadchodzi Pan

Otwórz drzwi
wsłuchaj się raz
Zwycięzca śmierci
wraca na czas

Doliny wstają, drzewa cieszą się
upadają góry, daleko gdzieś
ja patrzę w okno, patrzę w siną dal
rozerwane więzy, nie słuchaj kłamstw

Otwórz drzwi
wsłuchaj się raz
Zwycięzca śmierci wraca na czas 


niedziela, 3 października 2010

Kenoza - łubudu z piedestału





Dziś podczas Eucharystii śpiewany był "Hymn o kenozie". Kenoza, czyli dobrowolne ogołocenie się, wyniszczenie się Chrystusa ze względu na zbawienie człowieka. Istotę tego uniżenia się Zbawiciela św. Paweł zawarł w liście do Filipian:

"Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli - jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!



To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,1-11).



Moją uwagę szczególnie przykuł fragment o relacji wobec bliźniego. Jeśli mam Ducha Świętego, jeśli jestem chrześcijaninem - nie z nazwy jedynie - to odciśnie się we mnie owo wyniszczenie ze względu na drugiego - bliźniego. Dopóki będę w życiu skoncentrowany na sobie samym: na zaspokajaniu własnych potrzeb, na szukaniu własnej chwały i korzyści, na uciekaniu od cierpienia i wyrzeczenia (na schodzeniu z krzyża), dopóty nie zrealizuje się we mnie chrześcijaństwo. Tym papierkiem lakmusowym posiadania natury Jezusa Chrystusa jest życie "dla bliźniego". Św. Paweł w liście pisze, aby przenikało mnie to dążenie, które było w Chrystusie, a więc mam kroczyć przez życie "w pokorze oceniając (jedni) drugich za wyżej stojących od siebie".



Poprzez słuchanie słowa Bożego oraz umacnianie się sakramentami we wspólnocie Kościoła ma szansę rozwinąć się we mnie (w nas) ta nowa natura życia według logiki Jezusa Chrystusa, według uniżania się, zasiana w momencie chrztu świętego. Znamieniem owego życie jest właśnie to przedziwne traktowanie drugich. Przedziwne, bo jakże odległe od naszej codzienności. Nie zwykliśmy tak funkcjonować w naszych relacjach, aby ten drugi czuł się wyżej od nas. Zanurzeni jesteśmy w innej logice: drugi musi czuć przede mną respekt, drugi musi być zawsze drugi, a ja zawsze pierwszy. Nie mogę oddać swoich zasług bliźniemu, bo wtedy ja będę na gorszej pozycji, itd...
A teraz zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie świat, w którym wszyscy kierujemy się tą sama zasadą: Ty jesteś ważniejszy ode mnie, a ja powinienem Tobie służyć. Rozpoczyna się właśnie wielki wyścig: kto pierwszy usłuży bliźniemu... I nie dlatego, aby coś osiągnąć, tylko dlatego, że to samo pragnienie przenikało Chrystusa. Wyścig: kto pierwszy wyskoczy z tronu swojego życia, kto pierwszy zleci z piedestału.
Rozejrzyjmy się więc w naszym religijnym życiu. Ile w nim tak naprawdę jest służby, a ile wegetacji w tzw. "religijnym sosie". Tak, ponieważ jeśli nazywamy się chrześcijanami, katolikami, a nie służymy bliźnim, to nasze chrześcijaństwo jest na etapie wegetacji.
Czyż to nie właśnie owa wegetacja sprawia, że wielu młodych ludzi odwraca się od Kościoła ze słowami o obłudzie i fasadowości chrześcijaństwa wiernych, z którymi się spotykają?
Panie Jezu Chryste, udzielaj nam dziś swojego Ducha, aby uzdolnił nas do wchodzenia w kenozę, w postawę służby wobec bliźnich. Prowadź nas do ukrzyżowania i uśmiercenia naszego egoistycznego (pępek świata) "widzimisię", aby zrodziło się w nas nowe życie skoncentrowane na pełnieniu Twojej woli, na służbie bliźnim, których chcemy postrzegać jako "wyżej stojących od siebie".

czwartek, 19 sierpnia 2010

A gdyby jutro przyszło umrzeć.

A gdyby jutro przyszło umrzeć. Zostałyby 24 godziny życia. Jakie czynności wykonam?
Chciałbym, aby przyszła podczas modlitwy. Żebym był "pospowiadany", pojednany z bliźnimi, z Chrystusem Eucharystycznym w sercu, z różańcem i płonącą świecą w dłoniach.
Owszem, może i najedzony - po dobrej kolacji w gronie bliskich ludzi.
Ale jak byłoby naprawdę - nie wiem.
Czymś innym jest teoretyzowanie, gdybanie, a czymś innym konkretna sytuacja - nazwijmy ją: graniczną.

Przypomina mi się książka czytana kilka lat temu: "Dziennik Anny Frank". To pamiętniki młodej żydowskiej dziewczyny, która podczas wojny ukrywała się z rodzicami w kryjówce w jednej z kamienic Amsterdamu. W swoich zapiskach wiernie, namacalnie wręcz ukazuje, jak zachowuje się człowiek w sytuacji panicznego lęku, zagrożenia. Organizm odmawia posłuszeństwa. Sytuacja graniczna.

Przedziwna walka. Z jednej strony chęć życia, pęd ku doczesności. A z drugiej pragnienie wieczności - przejścia na ten drugi brzeg. Dwie siły w człowieku. To jak drzewo, które korzeniami idzie wgłąb - ku ziemi, a swą koroną otwiera się na słońce, na to, co przychodzi z góry.

Nadejdzie dzień przekroczenia bram wieczności. Jaki to będzie moment? Oczekiwany, czy odsuwany? Będę patrzył na to, co i kogo zostawiam czy też bardziej ku temu, dokąd i do Kogo idę? Może właśnie dlatego tak ważna jest modlitwa o dobrą śmierć: "...módl się za nami grzesznymi teraz, i w godzinę śmierci naszej".

A gdy świat się dowie, że zniknie? Co powie?


poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Przezwyciężać logikę sukcesu

Czy wszystko naprawdę musi wypadać doskonale? Widzę codziennie, że wiele moich planów i marzeń nie spełnia się. Planów i marzeń nie tyle osobistych, bo nie narzekam na nic, ile raczej planów duszpasterskich. Chciałoby się stanąć i każdemu z osobna do ucha krzyknąć: słuchaj, Jezus Chrystus Ciebie kocha, nie jesteś sam w tym wszystkim, co Ciebie trapi, miażdży!!!
Jakieś przedziwne poczucie porażki; głos wołającego na puszczy. Może tak właśnie czuł się św. Paweł, gdy usłyszał: posłuchamy Cię innym razem...?
A może właśnie to poczucie, że wszystko musi wypaść doskonale jest owocem tego, że jestem po prostu dzieckiem swojego pokolenia: pokolenia zwycięzców, młodych wilków, facetów, dla których wyznacznikiem sukcesu jest poklask, ilość, splendor....ehhh. Biedni jesteśmy. Przecież Chrystus przychodzi po cichu, przez to, co głupie w oczach świata; przez to, na co "wielcy" nawet nie zwracają uwagi... Szopa, żłób, cieśla, wyszydzenie, szubienica krzyża... A jednak przez to stało się WSZYSTKO. Przecież TO nie wyglądało doskonale, przeciwnie wręcz - absurdalnie... A jednak to właśnie tędy Bóg znalazł dla siebie ścieżkę. I właśnie tędy kroczy dalej dzisiaj. Właśnie przez słabość, kruchość...
Parę tygodni temu na ścianie pewnego pomieszczenia przeczytałem tekst litanii o pokorę, litanii, czyli modlitwy błagalnej, która sprawiła, że wymiękłem, poddałem się. Czym jest chrześcijaństwo. Zobaczyłem, że to, o co się modlić mam w tej litanii jest niemożliwe do wykonania swoimi ludzkimi siłami. Tutaj musi przyjść ingerencja z WYSOKA...

Jezu cichy i pokornego Serca, wysłuchaj mnie!
Od pragnienia szczęścia wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia pokoju wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia ułatwień wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia wypowiedzenia się wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia usprawiedliwienia się wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie czczono wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie kochano wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie szanowano wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie chwalono wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie rozumiano wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie poszukiwano wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie nad drugich przenoszono wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby mnie oszczędzano wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby się spełniała wola moja wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby wszystko we mnie za dobre uważano wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby zasięgano mojej rady wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby z moim zdaniem się liczono wybaw mnie Jezu!
Od pragnienia żeby być potrzebnym wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed niepowodzeniem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed trudnościami wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed krytyką wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed upokorzeniem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed poniżeniem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed zapomnieniem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed usuwaniem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed niesprawiedliwością wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed posądzeniem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed cudzymi sądami wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed szyderstwem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed wyśmianiem wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed zniewagą wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed potwarzą wybaw mnie Jezu!
Od obawy przed wzgardą wybaw mnie Jezu!
Aby drugich bardziej kochano niż mnie naucz mnie pragnąć mój Jezu!
Aby drudzy zyskiwali, a ja abym coraz bardziej tracił na znaczeniu u ludzi
naucz mnie pragnąć mój Jezu!
Aby drugich potrzebując, mnie zawsze usuwano naucz mnie pragnąć mój Jezu!
Aby drugich chwalono, a o mnie zapominano naucz mnie pragnąć mój Jezu!
Aby drugich we wszystkim nade mnie przenoszono naucz mnie pragnąć mój Jezu!
Aby drudzy byli świętsi ode mnie, byle bym ja był takim, jakim za łaską Bożą być mogę
naucz mnie pragnąć mój Jezu!

O Jezu cichy i Serca pokornego uczyń serce moje według Serca Twego!

środa, 30 grudnia 2009

Auschwitz-Birkenau

Dziś byłem w tym miejscu. Już drugi raz w życiu. Najpierw Birkenau: brama śmierci i te tory, którymi wjeżdżały wagony z Nimi: z Ludźmi, Braćmi i Siostrami. Takimi jak my - mieli swoje marzenia, plany, zakochania... Za bramą zatrzymywał się ten pojazd śmierci. Była selekcja: zdrowi i chorzy; na życie i na śmierć. Selekcja! Co to za słowo; może w ogóle używać słów "rozeznanie" albo "personalizm" - skoro tak bardzo osobiście patrzono na indywidualne predyspozycje każdego Więźnia... I ci, którym się nie udało, bo byli chorzy, słabi, kulawi - po prostu nie rokowali nadziei na wzrost produkcji - od razu byli prowadzeni niby do łaźni, dezynfekcji; tylko, że już stamtąd nie wracali.
Może zbyt odważne porównanie. Ale czy w znacznie mniejszym stopniu nie dokonuje się dziś również jakaś "selekcja". Czy nie powiela się pewien demoniczny mechanizm? Tak często jesteś traktowany "w zależności od...": wieku, płci, urody, konta, znaczenia, władzy... W galeriach handlowych też dostaniesz pracę po selekcji. Nie licz na nią, jeśli metryka sprzed wczoraj, albo ...
Można się pytać: gdzie był Bóg? Ale można też zapytać: gdzie był człowiek? Jeśli usuwa się Boga, to o dobru i złu zaczyna decydować człowiek (który nie jest aniołem, lecz grzesznikiem) - a to wcześniej czy później prowadzi do zezwierzęcenia. Wystarczy nam już w historii Europy i Świata tych doświadczeń. Pomni właśnie na tę historię, której nieznajomość grozi jej powtórzeniem, trzeba utrzymywać należne Bogu miejsce w życiu człowieka i społeczeństwa.
Potem był KL Auschwitz. Muzeum, tłumy młodych ludzi. Dziwiłem się trochę mentalności, której nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. Jak bowiem można pogodzić namacalne wręcz dotykanie tragedii śmierci ludzi, których liczby nie liczy się w tysiącach lecz w milionach z bezmyślnym żuciem gumy? Tutaj dziecięce buty, setki a może tysiące, grzebyki, zabawki, cele śmierci, ściana straceń, szubienica - a towarzycho niczego sobie: miele te gumy...
Była też grupa młodzieży żydowskiej. Odprawiali modlitwy, śpiewając piękne pieśni żałobne.
Dużo myśli w głowie, pytań. Czy my - ludzie - zmądrzeliśmy choć trochę? Mamy przed oczami świadectwa, co znaczy fałszywa ideologia rodząca pożądanie władzy na świecie; rodząca nienawiść i segregację bliźnich. Sprawdzianem jednak nie jest światowa wojna, lecz codzienność: ja i bliźni! Nigdy więcej wojny? Kochaj Boga i bliźniego.

piątek, 4 grudnia 2009

Po co?


Po co żyjesz?
Żeby iść do pracy.
Po co idziesz do pracy?
Żeby zarobić pieniądze.
Po co zarabiasz pieniądze?
Żeby mieć na chleb.
Po co chleb?
Żeby żyć.

Ale po co żyjesz?
(Echo słyszanej katechezy)

niedziela, 2 listopada 2008

Z nocnych rozmyślań...

Są takie sytuacje, gdy pytam się: gdzie jest Bóg? Wydaje się milczeć. To pytania o np. niewinne cierpienie, o sytuacje, w których człowiek całkowicie zdany na Boga - otrzymuje same upokorzenia - a wszystko na granicy wytrzymałości. Takie momenty skłaniają do wołania: okaż swą moc, okaż, żeś Bogiem, wyciągnij swą prawicę, Boże!
Nie wierzę w to, że Bóg mógłby się nami bawić, doświadczać dla własnej satysfakcji. Wierzę, że sytuacje - choć na pozór bezsensowne - posiadają swój głęboki sens. Bo czyż, pozornie , śmierć Chrystusa na krzyżu nie była bez sensu? A jednak to tę drogę obrał Bóg, aby zbawić człowieka i pokonać Diabła.