czwartek, 19 sierpnia 2010

A gdyby jutro przyszło umrzeć.

A gdyby jutro przyszło umrzeć. Zostałyby 24 godziny życia. Jakie czynności wykonam?
Chciałbym, aby przyszła podczas modlitwy. Żebym był "pospowiadany", pojednany z bliźnimi, z Chrystusem Eucharystycznym w sercu, z różańcem i płonącą świecą w dłoniach.
Owszem, może i najedzony - po dobrej kolacji w gronie bliskich ludzi.
Ale jak byłoby naprawdę - nie wiem.
Czymś innym jest teoretyzowanie, gdybanie, a czymś innym konkretna sytuacja - nazwijmy ją: graniczną.

Przypomina mi się książka czytana kilka lat temu: "Dziennik Anny Frank". To pamiętniki młodej żydowskiej dziewczyny, która podczas wojny ukrywała się z rodzicami w kryjówce w jednej z kamienic Amsterdamu. W swoich zapiskach wiernie, namacalnie wręcz ukazuje, jak zachowuje się człowiek w sytuacji panicznego lęku, zagrożenia. Organizm odmawia posłuszeństwa. Sytuacja graniczna.

Przedziwna walka. Z jednej strony chęć życia, pęd ku doczesności. A z drugiej pragnienie wieczności - przejścia na ten drugi brzeg. Dwie siły w człowieku. To jak drzewo, które korzeniami idzie wgłąb - ku ziemi, a swą koroną otwiera się na słońce, na to, co przychodzi z góry.

Nadejdzie dzień przekroczenia bram wieczności. Jaki to będzie moment? Oczekiwany, czy odsuwany? Będę patrzył na to, co i kogo zostawiam czy też bardziej ku temu, dokąd i do Kogo idę? Może właśnie dlatego tak ważna jest modlitwa o dobrą śmierć: "...módl się za nami grzesznymi teraz, i w godzinę śmierci naszej".

A gdy świat się dowie, że zniknie? Co powie?


4 komentarze:

  1. Na pewno chciałbym umrzeć będąc pojednanym z Bogiem - to chyba pierwsza, najważniejsza dla mnie rzecz gdy myślę o końcu ziemskiego życia. Reszta też jest ważna, ale chyba nie aż tak.

    Ostatnio pewna bliska mi osoba stwierdziła, że mogłaby być męczennicą, chciałaby oddać życie za Jezusa. Znam ją na tyle by wiedzieć, że nie rzuca słów na wiatr. Ciekawe ilu chrześcijan liczy się z taką możliwością - oddania życia za wiarę. Dla mnie to mimo wszystko dość trudne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomina mi się książka ,,Powiedziała YES" i byłam naprawdę mocno wciągnięta historią dziewczyny Cassie Bernall, że nad śmiercią zaczęłam myśleć iście chrześcijańsko, wyłącznie chrześcijańsko. Cassie nie było jeszcze do końca pojednana z Bogiem, jej wcześniejsze życie było jednym słowem dnem... Ale zaczęła robić pierwszy kroki, by je zmienić. Stwierdziła, że nie wie, co będzie dalej, ale powiedziała Bogu najważniejsze TAK. W chwili śmierci, w szkole, gdy przyszli terroryści. Zapytali ją, czy wierzy w Boga i przyłożyli pistolet. Ta młoda i piękna dziewczyna z pewnością marzyła o innej śmierci. Ale dała świadectwo, które zostawiło pośmiertny ślad, a co najważniejsze. W tym ostatnim momencie ziemskiego życia odważyła się, mimo, że jeszcze nie znała Jezusa tak dobrze, mimo, że bała się miłości do Boga i nowego życia. Zrobiła to. Mimo, że jej życie nie było idealne, a śmierć nagła. Była śmiercią konkretną. Odważną i pełną wiary, ale i nadziei. Bo przecież kiedyś nie wierzyła w Boga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech Jahwe będzie pochwalony! Dzięki Współbracie za ciekawe, ale i mocne słowa!:) Bądź pozdrowiony. :) z Bogiem +

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe, gdyby ludzkość się dowiedziała, że jutra nie będzie...czy zdążyłbym do spowiedzi? to dość mocno nastraja do codziennej i ciągłej walki o swoje zbawienie...i ten teledysk...nigdy się w tę piosenkę nie wsłuchiwałem, ale ma mocny filmik...
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

zostaw ślad...