Dziś podczas Eucharystii śpiewany był "Hymn o kenozie". Kenoza, czyli dobrowolne ogołocenie się, wyniszczenie się Chrystusa ze względu na zbawienie człowieka. Istotę tego uniżenia się Zbawiciela św. Paweł zawarł w liście do Filipian:
"Jeśli więc jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli - jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie - dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich!
To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca" (Flp 2,1-11).
Poprzez słuchanie słowa Bożego oraz umacnianie się sakramentami we wspólnocie Kościoła ma szansę rozwinąć się we mnie (w nas) ta nowa natura życia według logiki Jezusa Chrystusa, według uniżania się, zasiana w momencie chrztu świętego. Znamieniem owego życie jest właśnie to przedziwne traktowanie drugich. Przedziwne, bo jakże odległe od naszej codzienności. Nie zwykliśmy tak funkcjonować w naszych relacjach, aby ten drugi czuł się wyżej od nas. Zanurzeni jesteśmy w innej logice: drugi musi czuć przede mną respekt, drugi musi być zawsze drugi, a ja zawsze pierwszy. Nie mogę oddać swoich zasług bliźniemu, bo wtedy ja będę na gorszej pozycji, itd...
A teraz zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie świat, w którym wszyscy kierujemy się tą sama zasadą: Ty jesteś ważniejszy ode mnie, a ja powinienem Tobie służyć. Rozpoczyna się właśnie wielki wyścig: kto pierwszy usłuży bliźniemu... I nie dlatego, aby coś osiągnąć, tylko dlatego, że to samo pragnienie przenikało Chrystusa. Wyścig: kto pierwszy wyskoczy z tronu swojego życia, kto pierwszy zleci z piedestału.
Rozejrzyjmy się więc w naszym religijnym życiu. Ile w nim tak naprawdę jest służby, a ile wegetacji w tzw. "religijnym sosie". Tak, ponieważ jeśli nazywamy się chrześcijanami, katolikami, a nie służymy bliźnim, to nasze chrześcijaństwo jest na etapie wegetacji.
Czyż to nie właśnie owa wegetacja sprawia, że wielu młodych ludzi odwraca się od Kościoła ze słowami o obłudzie i fasadowości chrześcijaństwa wiernych, z którymi się spotykają?
Panie Jezu Chryste, udzielaj nam dziś swojego Ducha, aby uzdolnił nas do wchodzenia w kenozę, w postawę służby wobec bliźnich. Prowadź nas do ukrzyżowania i uśmiercenia naszego egoistycznego (pępek świata) "widzimisię", aby zrodziło się w nas nowe życie skoncentrowane na pełnieniu Twojej woli, na służbie bliźnim, których chcemy postrzegać jako "wyżej stojących od siebie".
Co to by było... Pięknie by było. Jest do czego dążyć, zmierzać :)
OdpowiedzUsuńCzęsto można się przyłapać na służbie drugiemu, która ma charakter pozyskania wyższej pozycji, charakter stawania ponad.. Zamiast samemu się uniżyć i obmywać nogi bliźniemu, czekamy na wiwaty i uznanie.- tak mi się nasunęło..
OdpowiedzUsuńAmen! Sylwester, masz rację Bracie!:) Tylko dlaczego to jest czasami takie trudne...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Elbląga:) Odwagi! +