piątek, 29 lutego 2008

Pokochać Liturgię (14)

Aklamacja po przeistoczeniu

Po wypowiedzeniu słów konsekracji i ukazaniu zgromadzeniu postaci eucharystycznych chleba i wina, które stały się już mocą Ducha Świętego Ciałem i Krwią Chrystusa, przewodniczący liturgii (biskup lub prezbiter) intonuje aklamację: „Oto wielka tajemnica wiary”. Zgromadzeni wierni odpowiadają: „Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale”[1]. Przyzwyczailiśmy się już do tej odpowiedzi bywa, że umyka nam jej głęboki sens. Musimy jednak wpierw umiejscowić siebie w tym procesie, jaki nazywamy Historią Zbawienia.

Otóż na istnienie świata i ludzi można patrzeć co najmniej w trzech następujących po sobie etapach: dzieje świata i ludzkości do Chrystusa (1), czas ziemskiego życia naszego Pana (2) i czas po Jego śmierci i zmartwychwstaniu, odznaczający się oczekiwaniem na Jego powtórne przyjście (3) – w tym właśnie trzecim okresie my się znajdujemy.

Ponadto Kościół naucza nas, że oprócz dwóch przyjść Chrystusa na Ziemię: poprzez poczęcie i narodzenie się z Maryi Panny, w wielkim ubóstwie i pokorze (1) oraz poprzez przyjście w chwale na końcu czasów (2), dokonuje się nieustannie nowe „przychodzenie” Pana poprzez GŁOSZENIE SŁOWA I SAKRAMENTY WE WSPÓLNOCIE KOŚCIOŁA. Każdy z nas żyje pomiędzy tymi dwoma przyjściami Chrystusa. Ale – jak widzimy – nie jesteśmy osamotnieni, gdyż On nieustannie staje pośród nas w liturgicznej celebracji.

Wyśpiewując aklamację po przeistoczeniu wyrażamy wiarę naszą i Kościoła, że nasz Pan Jezus Chrystus: umarł, zmartwychwstał i powróci w chwale.

„Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu”. Uświadamiamy sobie, że Chrystus – jedyny niewinny – wszedł w śmierć, aby odkupić pogrążonego w grzechu człowieka (mnie i Ciebie; abyśmy nie musieli umierać). Warto zwrócić uwagę, że Chrystus wkroczył w sytuację, która po ludzku była zupełnie bezsensowna. Uczynił to, co w naszych oczach jest widziane jako porażka, nieszczęście. My chcemy być „kimś”; a Chrystus przez ten rodzaj śmierci, przeznaczonej dla kryminalistów, stał się w oczach ludzi „nikim”, kolejnym nawiedzonym nauczycielem. Patrząc po ludzku rzeczywiście takie można wnioski wyprowadzić. Nie zapominajmy jednak, że tym, co prowadziło Chrystusa w „bezsens krzyża” było pełnienie woli Ojca. Mając tylko tę jedną obietnicę wkroczył w śmierć, wierząc, że „Jahwe przewidzi”. Jako wspólnota uczniów Chrystusa, wypowiadając słowa o śmierci Chrystusa, wyrażamy gotowość kroczenia tak jak Chrystusa drogą woli Ojca – także wbrew światu. Widzimy w naszej codzienności, że wiele sytuacji, w których zostajemy postawieni, daje nam okazję do „umierania dla Chrystusa”. Będąc w tych sytuacjach bezbronnymi, wierząc, że kroczymy drogą Bożej woli, liczymy tylko na Niego, że tak, jak wywyższył Chrystusa, tak i wywyższy nas.

„Wyznajemy Twoje zmartwychwstanie”. Bóg ingeruje w ludzką przemoc, w ludzkie (nasze[2]) zaślepienie, które obrazuje każdy grzech i okazuje się mocniejszy, aniżeli wszelkie zło. W fakcie zmartwychwstania Pana ukazane zostaje, że to Bóg ma rację, że to On jest Panem historii, że do Niego należy ostatnie słowo. Bóg pokazuje nam, że wbrew planom wielkich tego świata, historia musi zostać doprowadzona do swego końca zgodnie z wolą Ojca. W passze (pascha – przejście Chrystusa ze śmierci do życia) zostaje pokonany Szatan, który trzymał ludzi w potrzasku.

To wydarzenie dodaje odwagi nam – chrześcijanom, że będąc niejednokrotnie skazywanymi na śmierć za wierność Chrystusowi (śmierć nie w sensie biologicznego pozbawienia życia, lecz w tym znaczeniu, że jesteśmy często określani jako niedzisiejsi – choćby kwestia czystości przedmałżeńskiej, wzajemnej wierności, celibatu; te wszystkie sytuacje, w których z racji na swoją miłość do Chrystusa i wynikające z niej postawy jesteśmy odsuwani na bok, traktowani z „przymrużeniem oka”) – nie umieramy, lecz ostatecznie jesteśmy szczęśliwi, bo wierny jest Bóg.

„Oczekujemy Twego przyjścia w chwale”. To stwierdzenie ukazuje, że nasze życie przebiega w gotowości na przyjście Pana. Zawarte jest więc w nim wezwanie do czujności, ponieważ Pan jest blisko. Ten człon aklamacji ukazuje, że nasze spojrzenie skierowane jest w przyszłość z nadzieją. tematowi nadziei poświęcił swą ostatnią encyklikę nasz Ojciec Święty Benedykt XVI. Królestwo Niebieskie nie powstanie (pomimo tak wielu już prób w historii zakończonych klęską) bez Boga.

Ważnym jednak jest zobaczyć swoje własne życie. Jeśli będąc wiernym Bogu doświadczam obumierania (np. odrzucenia) i zmartwychwstania (pomimo tego żyję i chwalę Boga gdy inni mówią: tu nie ma Boga, przeklinaj swój los), to łatwiej jest mi oczekiwać przyjścia Pana. Noszę bowiem w swojej historii pamiątki, pewne wydarzenia, które mówią mi ,że Bóg jest.

Oczekiwanie na przyjście Chrystusa pomaga nam również nie przywiązywać się za bardzo (chodzi o relację chorą, zaborczą) do ludzi i przedmiotów – do świata. Wszystko bowiem przeminie; a Zbawicielem świata jest tylko Chrystus. Prośmy więc Boga, aby uzdolnił nas do ufnego oczekiwania tego Dnia.

Marana-tha – Przyjdź Jezu, Panie. Amen.




[1] Jest to jedna z czterech występujących w naszej liturgii aklamacji. Wszystkie jednak koncentrują się – choć przy pomocy innych słów – na tych istotnych faktach: śmierci, zmartwychwstaniu i paruzji Chrystusa.

[2] „Kościół w nauczaniu swojej wiary i w świadectwie swoich świętych nigdy nie zapomniał, "że to właśnie grzesznicy byli sprawcami i jakby narzędziami wszystkich mąk, które wycierpiał Boski Odkupiciel". Uwzględniając fakt, że nasze grzechy dotykają samego Chrystusa, Kościół nie waha się przypisać chrześcijanom największej odpowiedzialności za mękę Jezusa, którą zbyt często obciążali jedynie Żydów: Musimy uznać za winnych tej strasznej nieprawości tych, którzy nadal popadają w grzechy. To nasze przestępstwa sprowadziły na Pana naszego Jezusa Chrystusa mękę krzyża; z pewnością więc ci, którzy pogrążają się w nieładzie moralnym i złu, "krzyżują... w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko" (Hbr 6, 6). Trzeba uznać, że nasza wina jest w tym przypadku większa niż Żydów. Oni bowiem, według świadectwa Apostoła, "nie ukrzyżowaliby Pana chwały" (1 Kor 2, 8), gdyby Go poznali. My przeciwnie, wyznajemy, że Go znamy. Gdy więc zapieramy się Go przez nasze uczynki, podnosimy na Niego w jakiś sposób nasze zbrodnicze ręce (KKK 598).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw ślad...