czwartek, 21 lutego 2008

Zapiski z Moleskine'a


Minęła 15. Jestem w Pradze, Stolicy Czech. Siedzę w Mc Donald's. Zjadłem lody i piję kawę. Obserwuję czeską młodzież. Jest jej tutaj dużo. Wszyscy uśmiechnięci, wyluzowani, śmieją się na głos. Zastanawia mnie to. Z tego, co wiem, tylko kilka procent Czechów jest ochrzczonych. A więc ci ludzie to raczej ateiści. Nie znają Chrystusa. Czyżby nie potrzebowali światła Ewangelii do szczęścia? Na ile autentyczna jest ta radość? Na le odzwierciedla to, co przeżywa dusza? Czy są oni wciąż na etapie podążania za małymi nadziejami, o których pisze Benedykt XVI w "Spe salvi"?
A może wystarczy żyć na powierzchni, z dnia na dzień, od Mc donald's do KFC? Jak, Boże, działasz w ich duszach? Przecież działasz, przecież chcesz ich zbawić!
to zakrawa o ironię, ale przecież Czesi dali nam - Polakom - chrześcijaństwo. A dziś, tutaj, kościoły to muzea, tak jak katedra, w której przed chwilą byłem z młodzieżą. Zbędnie szukać poczucia sacrum w "zwiedzających". Nie wywyższam się - analizuję. Bo wiem, że i ja i Polska, to niepewne tereny.
Bardzo ładne miasto - Praga; lepiej rozwinięta od Warszawy. Ot, choćby 3 linie metra, ładne kamieniczki, wąskie uliczki - ma to swój urok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw ślad...