Nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Przeglądając dziś różne newsy na fb natrafiłem na wiele zdjęć osób - bardziej lub mniej znajomych - przedstawiających "świętowanie" nocy z 31 października na 1 listopada. Zakrwawione twarze, pozorowanie trupów, rogate diabły, itd. Jednym słowem kpina ze śmierci. Swego rodzaju chęć oswojenia, zbagatelizowania tej rzeczywistości, która dla każdego z nas jest wciąż tajemnicą.
Jest też we mnie trochę złości i złośliwości. "Zakrwawieni" groźni zawodnicy, zawsze bezpieczni z telefonem do mamy pod ręką: super impreza, Mamusiu, jeszcze trochę zostanę, czy mogę? Tak, mamo, jestem ciepło ubrany, jest naprawdę super, właśnie przywieźli pizzę...
Chcesz chłopie śmierci? To idź na cmentarz. Mało ci? Idź na pogrzeb, stań nad otwartą trumną. Jeszcze mało? To idź do umierajacych. Wspieraj ich w ostatnich momentach ziemskiego życia. Chwyć stygnącą, umierającą dłoń i ogrzej ją ciepłem twojego zdrowego (jeszcze!) ciała. Spójrz prawdziwej śmierci w oczy i... milcz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zostaw ślad...