piątek, 22 grudnia 2006

Pokochać Liturgię (4)

Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni
i błagajmy Go o miłosierdzie,
abyśmy mogli godnie złożyć Najświętszą Ofiarę.

Chryste, Ty przebywałeś z celnikami
i grzesznikami.

Zmiłuj się nad nami.


Każda liturgia, w jakiej bierzemy udział ma za cel uwielbienie Boga przez Chrystusa w Duchu Świętym. Wspólnota, w której dokonuje się liturgia jest widzialnym znakiem oddawania tej chwały. Celem liturgii jest również uświęcenie każdego z uczestników. Bóg, obecny na różne sposoby w liturgii (o czym była mowa w poprzednim artykule) pragnie wiernych oddających Mu chwałę przemieniać w siebie Samego – czyli stwarzać w chrześcijanach nową naturę, rodzić nowego człowieka, który będzie czerpał szczęśćie z pełnienia Bożej woli.

Niesamowitą pomocą w tym względzie jest akt pokuty na początku każdej Eucharystii. Nie zagłębiając się w szczegóły zwrócę uwagę na to, że akt pokuty może być wykonany na cztery różne sposoby: „Spowiadam się Bogu”, „Zmiłuj się nad nami, Panie”, „Panie, który zostałeś posłany...” i czwarty sposób, to pokropienie wiernych wodą święconą.

Wszystkie te znaki, niezależnie od sposobu wykonania, niosą w sobie podstawowe przesłanie. Jestem grzesznikiem, staję przed Bogiem jak celnik i nie mam nawet odwagi unieść swych oczu. Akt pokuty ma na celu uświadomić mi, że jestem człowiekiem zagubionym, który kierując się swoją własną logiką, nie opierając się na Bogu, zabłąkał się. Wołając: „Kyrie Eleison – Panie, zmiłuj się nad nami” każdy z nas woła z głębokości swojego życia, z własnych doświadczeń próbowania życia bez Boga. Wołanie: „Panie, zmiłuj się nade mną” uświadamia sytuację człowieka, który nie ma światła na swoje życie, któremu wyczerpały się własne koncepcje, który zaczyna rozumieć, że jest w niemocy. Człowiek wołający do Boga o miłosierdzie zaakceptował to, że jest w tej sytuacji bezradny i mówi: poddaję się, Boże, już nie mam swoich planów na szczęście, widzę, że tylko Ty możesz mnie bezpiecznie przeprowadzić przez życie, ukazać mi szczęście.

W momencie aktu pokuty pozwalamy się osądzić samemu Bogu. On zna to, co spoczywa na głębinach naszych serc, zna nasze najskrytsze zamysły. Na nasze wszystkie grzechy Bóg przynosi w krzyżu Chrystusa przedziwny wyrok: darmową miłość i przebaczenie.

Istnieje pewne niebezpieczeństwo nieprawidłowego przeżywania tego fragmentu liturgii. Najpierw, że będę się usprawiedliwiał i zrzucał winę na kogoś innego: zrobiłem to, ale gdyby nie on, ona, to byłoby inaczej..., w gruncie rzeczy to ja jestem niewinny, to oni są winni.

Drugą nieprawidłowością, jest traktowanie wyznawania swej grzeszności (także w konfesjonale) jako swego rodzaju zabieg, terapię, aby mi było lepiej, abym to ja się lepiej czuł. Abym to ja odczuł komfort psychiczny, że już jestem wobec Boga w porządku. Choć jest to oczywiście istotne, to jednak gubi się tutaj ten wymiar, że moja grzeszność to jest zdradzanie Jezusa, schodzenie z Jego drogi, a eksponuje się siebie samego. A więc akt pokutny (i spowiedź) może zostać sprowadzony do jakiejś psychologicznej dynamiki, która ma mnie podreperować.

Istotą aktu pokuty jest uznanie, że potrzebuję nawrócenia się do Chrystusa, do pełnienia Jego woli; potrzebuję przemiany z człowieka, który chce żyć dla siebie, w człowieka, który może (ob)umierać dla siebie i żyć dla bliźnich. Wtedy, gdy przyjmę taką postawę, moje uczestnictwo w liturgii będzie owocne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw ślad...