środa, 2 lutego 2011

I czwartek miesiąca - modlitwa o powołania


Ewangelia, która przeznaczona jest na dzień dzisiejszy, posiada wyraźny powołaniowy ton. Jezus Chrystus posyła swoich dwunastu uczniów.

Wiarygodność posłannictwa. Uczniowie są posłani, a więc nie idą w swoim imieniu, nie idą głosić siebie, lecz Tego, który ich posyła – Jezusa Chrystusa. Świadectwem potwierdzającym prawdziwość ich posłannictwa są znaki – władza nad duchami nieczystymi, namaszczanie olejem chorych oraz ich uzdrawianie. Gwarancją autentyczności zawsze powinny być czyny. Pozostawanie jedynie na poziomie wypowiadanych słów jest niewystarczające – zwłaszcza dziś, kiedy doświadczamy dewaluacji słowa. Kościół apostolski posługiwał się znakami, czynami, które – dokonywane w imię Zmartwychwstałego – przywoływały do wiary w Niego (zob. uzdrowienie chromego i kerygmat Piotra, Dz 3).
Znaki – cuda fizyczne z czasem ustąpiły miejsca (choć nadal występują) cudowi moralnemu, jakim była i jest wspólnota Kościoła. Tym, co przywołuje dziś do wiary w Jezusa Chrystusa jest świadectwo życia dzieci Kościoła, braci i sióstr, którzy pomimo różnorakich odmienności (społecznych, intelektualnych, wiekowych, zapatrywań politycznych, itp.) żyją w miłości i jedności. Jest to możliwe tylko i wyłącznie dlatego, że żyje w nich Duch Święty, Duch Zmartwychwstałego Pana, który uzdalnia ich do dawania tych znaków. Nie są one „do wypracowania”, nie są one owocem dobrego wychowania, kwestią silnej woli. Chrześcijaństwo (nie jako tzw. światopogląd, lecz jako styl życia – posiadanie natury Jezusa Chrystusa) nie jest ani łatwe ani trudne. Jest niemożliwe bez daru Ducha Świętego!
Proces przywoływania, pozytywnego prowokowania, dotyczy również całej płaszczyzny powołaniowej. Młody człowiek często bardzo szybko jest nasycony światowymi „świecidełkami”. Nie robią na nim wielkiego wrażenia tzw. „zewnętrzności”. To za mało, aby dla zewnętrznych okoliczności pójść za Chrystusem, powierzyć tej drodze całe swoje – bo nie tylko młode – życie. Stąd tak koniecznym jest dziś dawanie przez nas – Kościół –autentycznego świadectwa. Kościół w znaczeniu wspólnoty, na czele z jej pasterzami. To my, duchowni, stanowimy pierwszy znak rozpoznawczy Kościoła. Patrząc właśnie na nas, młody człowiek czuje się zaproszony, zachęcony, aby stać się jednym z nas – sługą Chrystusa. Ale i spotkanie to może owocować odejściem, zgorszeniem, rozczarowaniem. Wezwani więc jesteśmy, jako duchowni i świeccy, jako osoby konsekrowane, do zmagania się o radykalny styl naszego życia. Tym, czego nie może dać świat, jest życie w komunii z Chrystusem; życie uszczęśliwiające we wspólnocie Kościoła z braćmi i siostrami. Potrzeba nam więc i dziś tych znaków potwierdzających, że Jezus żyje, że działa w historii całego świata i konkretnych ludzi, że ten Jezus jest dostępny, bliski każdemu w sakramentach Kościoła, najszczególniej zaś w sakramencie ołtarza.

Pójść bez zabezpieczeń. Jezus posyła uczniów bez zbytnich zabezpieczeń. Nie wyruszają oni uzbrojeni w siłę ludzką wyrażającą się we władzy, znaczeniu, pieniądzach. Przeciwnie – wyruszają poprzestawszy na tym, co konieczne. Jednocześnie wyposażeni są w to, co najistotniejsze, choć niewidoczne dla oczu: w nakaz Jezusa Chrystusa wzywający ludzi do nawrócenia. Ich kruchość co do zabezpieczeń materialnych ma z jednej strony funkcję uwiarygodniającą ich przepowiadanie. Nie przychodzą w imię pieniądza ani w imię jakiegokolwiek innego ludzkiego sukcesu, lecz w imię Zbawiciela. Ubóstwo, którego doświadczają, ma im pozwolić być na równi z ubogimi braćmi i siostrami, do których są posłani. Z drugiej zaś strony uczniowie manifestują swoją zależność od Boga – to On jest ich zabezpieczeniem. Mają doświadczyć wolności od dóbr tego świata, mają doświadczyć, że posłuszni słowu Jezusa nie zostają przez Bożą Opatrzność opuszczeni, lecz Bóg otwiera dla nich progi gościnnych domów.
To ważny element posłannictwa Kościoła. Postawa uczniów nie oznacza, że mamy gardzić dobrami tego świata, bądź co gorsza nie szanować ich. Mamy być od nich wolni. Mamy poprzestać na tym, co konieczne. W dobie szalejącego konsumeryzmu często sami stajemy się ofiarami takiego stylu życia. Istnieje realne niebezpieczeństwo, że dobra tego świata zagłuszą wołający nas cichy głos ubogich.
W powołaniowym duszpasterstwie to newralgiczny punkt – pieniądze, dobra tego świata. Nigdy nie powinny stawać się „wabikiem”. Młody człowiek, jeśli chce się bogacić, to będzie szukał (i właśnie powinien) realizacji tego pragnienia w świecie. Nie po to ma zostać księdzem czy też osobą konsekrowaną, aby żyć dla pieniądza. I ten komunikat musi być czytelny. Będąc osobą poświęconą Bogu trzeba być przygotowanym na posłanie w różne rejony świata. Są miejsca, w których kwestie materialne nie stanowią problemu. Są jednak i takie, w których księża, zakonnicy, siostry, cierpią ubóstwo wraz z ludźmi, którym posługują. Jesteśmy powołani do przepowiadania słowa i celebrowania sakramentów, do życia we wspólnocie Kościoła, we wspólnotach zakonnych. Ze względu na to powołał nas Chrystus. Młodzieńcy i dziewczęta, jeśli są wołani przez Najświętszego Odkupiciela, aby pójść za Nim to też ze względu na to: na Kościół.

Doświadczać odrzucenia. Jezus, posyłając swoich uczniów zastrzega, że nie wszędzie będą gościnnie przyjęci. Istnieją takie osoby, takie domy, takie instytucje czy struktury, które nie przyjmują chrześcijańskiego przepowiadania. Tak było wówczas i jest po dziś dzień.
To przedziwne, że w czasach tolerancji, szacunku dla innych poglądów, ras czy kolorów skóry, w czasach wszechobecnie głoszonych praw człowieka, nieustannie dokonuje się odrzucanie uczniów Chrystusa. Wydawałoby się przecież, że ludzkość osiągnęła już taki poziom rozwoju, że nie może być mowy o marginalizacji kogoś za jego przekonania – tym bardziej, że przekonania te ukonstytuowały dzisiejszy porządek społeczny, stoją u źródeł godności każdego człowieka, wolności jego słowa, wierzenia, sumienia. Ale może właśnie w ten sposób spełnia się słowo Jezusa, że nie jest uczeń nad mistrza (Mt. 10,24-25)?
Pójść więc dzisiaj za Chrystusem oznacza również – poza całym pięknem służby człowiekowi dla jego zbawienia – przyjąć tego trudne konsekwencje, a wśród nich odrzucenie ze względu na Jezusa. Wydaje się, że coraz wyraźniej zaznaczają się nie tyle pola dialogu ze światem ile raczej te przestrzenie, na których Kościół nigdy nie będzie szedł z nim w parze. Nigdy ze strony Kościoła nie będzie kompromisu co do wartości ludzkiego życia – tutaj nie ma demokracji, nie ma dialogu.
Często więc młody człowiek, już na poziomie szkoły gimnazjalnej czy średniej doświadcza pewnego odrzucenia, wyśmiania ze względu na swoją chrześcijańską linię życia. Owszem, to brzmi jak paradoks. Przecież jesteśmy w katolickim kraju, przecież ta młodzież to niedawno bierzmowani parafianie. Trzeba więc dodawać odwagi młodym chłopakom i dziewczętom, aby nie lękali się ponosić cierpienia dla Imienia Bożego. Muszą jednak istnieć przestrzenie, w których mogą oni dzielić się swoimi przeżyciami. Ich wyrzeczenie dla Chrystusa musi kogoś obchodzić! Owszem rodzice. Ale również ich bracia w kapłaństwie, czy też bracia i siostry w życiu konsekrowanym powinni być powiernikami ich apostolstwa pośród rówieśników.
Kandydaci do kapłaństwa czy życia zakonnego muszą wiedzieć – nie demonizując – że idą w trudny świat, często anty-chrześcijański. Jezus Chrystus jest jednak silniejszy od tego całego „anty”. Sam odrzucony, ukrzyżowany za miastem zwyciężył śmierć, posłał Ducha Świętego i żyje w Kościele. Każdego dnia kroczy ze swymi świadkami wspierając ich w odważnym wyznawaniu wiary.

5 komentarzy:

  1. Szukanie Boga i odczytanie Jego powołania - a nie własne "chcę być księdzem". Kapłaństwo jako odpowiedź na powołanie, wezwanie Pana - a nie sposób na życie. Gotowość do pójścia tam, gdzie On pośle. No i złożenie całego życia, a więc tego kapłaństwa, w Jego ręce - z ufnością, że On właściwie poprowadzi i da siłę do tego, co postawi przed człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znów będę musiał na Eucharystii uczciwie spojrzeć na siebie i zastanowić się: kiedy, jak i gdzie mnie pośle Jezus? Albo inaczej: kiedy ja dam się gdzieś posłać, odrzucić zabezpieczenia...

    Pozdrawiam Ojcze Sylwestrze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłbym zapomniał - wszystkiego Bożego w dniu Życia Konsekrowanego!

    OdpowiedzUsuń
  4. @Baruch
    Dzięki serdeczne za życzenia. Polecam się modlitwie.
    Eucharystia to bardzo dobry moment, aby uczciwie spojrzeć na siebie. Tam bowiem spotykamy TEGO, który zna nas doskonale, który ma też jakiś konkretny plan na nasze życie. Tam też uczymy się - jesteśmy uzdalniani - przez Jezusa do oddawania swojego życia. Tak jak ON oddał się nam na krzyżu i wciąż oddaje się w sposób bezkrwawy na ołtarzu - tak i my możemy żyć "dla" bliźnich. Uzdalnia nas do oddawania swojego życia (czasu, racji, pieniędzy, pozycji, władzy, itd.) dla bliźnich. I to oddawanie życia wcale nas nie zabija, to umieranie, które owocuje życiem - paschalność, przedsmak Nieba - wiecznego życia.

    OdpowiedzUsuń

zostaw ślad...