Twarz ociera się o chłód monstrancji.
Oczy wpatrzone w biel świętej Hostii.
Okryci baldachimem, kroczymy - wkraczamy w świat.
Może nie było nam ostatnio razem po drodze,
Ulice i ścieżki:
świętości i grzechu,
prawdy i kłamstwa,
miłości i nienawiści,
wierności i zdrady.
Pomiędzy domy, w których ludzie
"przędą nadal bladą tkaninę swoich godzin
lub na powrót zasiadają w kurzu,
aby przeliczać swoje monety" (Tagore).
Wkraczamy.
Właściwie - jakie "my"?
Mnie tu nie ma.
Mam Cię tylko nieść,
dawać siłę moich mięśni - abyś to TY przechodził.
Bo tam, gdzie przejdziesz - wzbudzasz urodzaje.
Przeniknij, Jezu, ściany domów,
nawiedź je i przepędź zło.
Przeniknij, Jezu, mury serc,
zburz tę wrogość,
rozgrzej, wtłocz Twą krew.
Niech zaczną bić rytmem Twego Serca
które kazało objąć krzyż,
które - choć upadałeś na Jerozolimski bruk - wciąż kochało.
Szczególnie trafił jakoś do mnie fragment:
OdpowiedzUsuń"Mam Cię tylko nieść,
dawać siłę moich mięśni - abyś to TY przechodził".
Widać wyraźnie, że jesteśmy posłani do niesienia Boga innym....:)
Właśnie skopiowałam te same słowa,co Ola by zacytować i dopisać, że one mnie najbardziej uderzyły. Jesteśmy słabi - tylko fizycznie często pojmujemy Boga... ale z Nim w sercu, czy Kapłan mając w dłoniach Ciało Chrystusa żyje już Nim, w Nim.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
"Jakie my?!" - No własnie... wyprzec się samego siebie, pozbyc się 'ja' aby pozostał tylko 'On'
OdpowiedzUsuńBylem tu, Sylwku. Dziekuje za swiadectwo. Andrzej
OdpowiedzUsuń