piątek, 4 listopada 2011

O śmierci, wieczności i nekrologach słów kilka

Początek miesiąca listopada skłania nas zazwyczaj do zadumy nad tajemnicą naszego przemijania. Dzięki Bogu jesteśmy wprowadzeni w tę refleksję Uroczystością Wszystkich Świętych, a więc od razu ukazana jest perspektywa tej ziemskiej wędrówki. I z tą właśnie świadomością chrześcijanie wspominają swoich zmarłych. To ci, którzy nas poprzedzili w pielgrzymce do Nieba. Trzeba wykorzystać te pierwsze listopadowe dni, zanim wkrótce zostaną stłumione "Bożonarodzeniowym" szaleństwem. 

Zawsze, ilekroć idę na cmentarz, wraca do mnie pytanie: a kiedy ja? I cały czas zmagam się w sobie, aby przezwyciężyć tę mentalność, że moja śmierć nie tyle będzie zostawieniem świata, ile raczej pójściem w ramiona kochającego Boga. Bo rzeczywiście, niby chcę żyć wiecznie, ale.... jeszcze nie dziś! To kiedy? To wie Dobry Bóg.

Pracując w duszpasterstwie cieszyłem się zawsze, ilekroć przypadała mi kolejność sprawowania pogrzebu. Uważam, że ta liturgia (msza święta i obrzędy pogrzebu) jest ogromnym skarbem, aczkolwiek wciąż nieodkrytym. Ze słów i znaków pogrzebowych płynie potężna moc Dobrej Nowiny. Celebrując pogrzeb jesteśmy razem z Chrystusem na Kalwarii ale i doświadczamy tego przebłysku nadziei, jaki ogarnął niewiasty widzące pusty grób. Uważam, że liturgia pogrzebowa może i musi stać się szczególnym momentem obwieszczania Chrystusa Zmartwychwstałego. A poszczególne etapy (słowo Boże, pięknie sprawowana Eucharystia - bez pośpiechu!!!, śpiewy, pokropienie i okadzenie trumny, słowo do rodziny) mogą stać się miejscem czasem spotkania wiernych ze Zmartwychwstałym Panem.

I jeszcze jeden wątek, nurtujący mnie od jakiegoś czasu: nekrologi. Uważam, że zamieszczanie przez chrześcijan nekrologów zarówno w  miejscu zamieszkania, w gablotach parafialnych, jak i w prasie powinno miec wymiar EWANGELIZACYJNY. Nekrolog nie może być tylko informacją o śmierci bliskiej osoby. Co gorsza, ta informacja często jest BEZNADZIEJNA, w tym sensie, że nie napawa żadną nadzieją, nie otwiera perspektywy życia wiecznego. Do tej refleksji skłonił mnie pewien nekrolog, który przeczytałem w watykańskim dzienniku L'Osservatore Romano. W tym nekrologu, zamieszczonym przy okazji śmierci jednego z hierarchów, napisane było, że "N.N. POWRÓCIŁ DO DOMU OJCA". Oczywiście przypomniały mi się momenty, gdy odchodził Bł. Jan Paweł II. Ale zdałem sobie również sprawę, że tak zamieszczony nekrolog ukazuje mi zupełnie inną perspektywę. Dotychczas widziałem w nekrologach przede wszystkim rodzinę: pogrążoną w bólu, nieutuloną w żalu... A taki nekrolog przekłada akcent na Zmarłego, jako OSOBĘ, którego DUSZA ŻYJE. A więc nekrolog może i (w przypadku wierzących chrześcijan) MUSI mieć wymiar ewangelizacyjny - by człowiekowi, który zatrzyma się nad nekrologiem, ta lektura obwieściła prawdę o życiu wiecznym, o tym, że zmarły trwa w Bogu.

Oczywiście od strony praktycznej wiąże się to z pewnymi utrudnieniami, bo trzeba zmienić szablon, bo trzeba więcej zapłacić, bo co pomyślą ludzie, itd. Niech jednak zawsze dodaje nam odwagi  ta nadzieja, że nasi zmarli poprzedzili nas w drodze do domu Ojca, do którego wszyscy my również zdążamy. Nekrolog może być tym miejscem, od którego w życiu wielu osób może zacząć się przemiana.

Chrześcijanin żyje paschalnie, umierając zyskuje życie. Zarówno w małych śmierciach dnia codziennego, jak i w tej największej walce, jaką kiedyś zmierzymy, gdy zamkniemy oczy, ustanie nasz oddech i... ujrzymy Go takim, jakim jest. I już na wieki nic nas nie odłączy od miłości Boga objawionej w Chrystusie Jezusie.

"Kto nas odłączy od Jego miłości....?"


2 komentarze:

  1. Ze śmierci życie, z ciemności blask...

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie ciężko zwalczać choćby w myślach tę obecną ludzką mentalność: śmierć jest końcem, śmierć wiąże się jedynie z bólem. Czemu ciężko? Bo wszyscy jesteśmy ludźmi i najpierw kierują nami emocje i wszystko to, co tak empirycznie namacalne: ból, łzy, smutek. A dopiero po czasie dochodzimy do wniosku, że to przez ten krzyż dążymy do Nieba. Trudniej myśleć o śmierci bliskich, niż o swojej. Bo pozostając tutaj, rzeczywiście nekrologicznie ,,pogrążamy się w bólu." A mając świadomość życia wiecznego, mamy jeszcze ciągle czas, by uczyć się radości z tej wieczności. Chociaż nie wiemy, ile tego czasu nam pozostało.
    Pozdrawiam, ojcze!

    OdpowiedzUsuń

zostaw ślad...