François Mauriac, Aby zbawił, co było zginęło, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1958, s. 165.
«Być powołanym… Powołanie… Nie jest bez znaczenia, że młodzieniec zostaje naznaczony imieniem jak piętnem – naznaczony, wyłączony… Alain bez zastrzeżeń pogrążył się w ów strumień rozkoszy, którego nurt tajemnie płynął poprzez lata czystej młodości, i nagle dotarł do jego źródła: niezbyt wyniosłe wzgórze, drzewo Krzyża wyrastające niewiele ponad ziemię, na wpół ukryte w nędznym i wiecznotrwałym kłębowisku obelg, szyderstwa i miłości; a wokoło przejmująca grozą obojętność świata (ten sam gest powtarzany od wieków, to samo pchnięcie włócznią, zadawane obojętną ręką). Nic na to poradzić nie może; nie widzi nic poza drzewem Krzyża; przywodzi do niego każda odpowiedź zawarta w małym katechizmie dla dzieci, który od dwóch tygodni każe mu powtarzać stary proboszcz z Sauternes».
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zostaw ślad...