...Preferowanie koniecznych potrzeb duszpasterskich zwłaszcza ściśle pojętej ewangelizacji, a nadto opowiedzenie się po stronie ubogich stanowią rację bytu Zgromadzenia w Kościele i znak wierności otrzymanemu powołaniu... (Konst 5).
Od roku 1732 minęło już 271 lat; to jest czas, który upłynął od powstania naszego Zgromadzenia. Każdy z nas – Redemptorystów, na dźwięk wypowiadanych słów: „rok
Zwykło się potocznie mówić, że obecnie to są trudne czasy, że jest kryzys wiary, że dokonuje się wokół nas wielkie „zeświecczenie” tego, co było dla człowieka dotychczas rzeczywistością świętą. Prawda. Jeżeli jednak jesteśmy chrześcijanami, to patrzymy na tę rzeczywistość przez oczy wiary i dochodzimy do przekonania, że nie może być dla nas innych – „lepszych” czasów, skoro Bóg nas zapragnął właśnie dziś: tutaj i teraz. Oto miejsce i czas naszej ewangelizacyjnej posługi.
Konstytucja 1. naszego Zgromadzenia określa cel życia Redemptorystów: „ Iść za przykładem Zbawiciela Jezusa Chrystusa głosząc słowo Boże ubogim, tak jak On to o sobie powiedział: Posłał mnie głosić Ewangelię ubogim (por. Łk 4,18; Iz 61,1)...Zgromadzenie czyni to głosząc z misyjnym zapałem Ewangelię i wychodząc naprzeciw naglącym potrzebom duszpasterskim ludzi najbardziej opuszczonych, a przede wszystkim ubogich”. Wytyczne ukazane w dokumentach oraz praktyka życia wskazują, że naszą posługą w Kościele jest: być pośród ludzi ubogich i przepowiadać im słowem oraz życiem wspólnoty zakonnej Dobrą Nowinę o Chrystusie. Owo „bycie pośród ubogich” jest niezmiernie istotne. To ono wytycza naszą drogę i wskazuje, że idziemy w dobrym kierunku.
Wydaje się, że dzięki wielu negatywnym procesom dostrzegalnym we współczesnym świecie – także i w Polsce (zubożenie życia, demoralizacja rodzin i młodzieży, „wyścig szczurów” do pieniędzy, wyśmiewanie tradycyjnych wartości...) konkretyzuje się nasza misja, staje się ona bardzo przejrzysta. Te fakty nam mówią o tym, gdzie jest nasze miejsce, nie pozwalają nam się wymawiać i tłumaczyć, że nie wiemy co robić, że niewyraźnie widzimy. Czyż moglibyśmy otrzymać piękniejszy prezent od Boga, aniżeli ten dar, jakim jest bezpośrednie (oraz nieustanne – bo nieprzerwanie od 271 lat) widzenie w otaczającym świecie sensu naszego redemptorystowskiego posługiwania?
Jezus jest Tym, który nas uzdalnia do pójścia za Nim w opuszczone i zniewolone rzeczywistości. Prace apostolskie, które podejmujemy w kraju i za granicą są na pewno byciem pośród ubogich; tak samo inne posługi, które czynimy, każą nam wybierać tych najmniejszych. Ale jak już o tym była mowa nieco wyżej – współczesne czasy dostarczają wciąż wiele nowych wyzwań – co może być dla nas tylko powodem do dziękczynienia Bogu. Rozglądnijmy się choćby po ulicach, które otaczają nasze domy zakonne i kościoły – na 100% znajdziemy tam tych, którzy są sensem naszego życia. Sam model Kościoła uległ w ostatnich latach pewnej zmianie. Dziś bowiem nie można poprzestać na czekaniu na ludzi ubogich, nie można również po prostu otwierać im drzwi. Wszystko na to wskazuje, że jesteśmy wezwani do uczynienia jeszcze jednego kroku dalej, ponieważ trzeba wychodzić im naprzeciw, a nawet więcej – trzeba iść i szukać tych ludzi w środowiskach, które są opuszczone zarówno przez struktury społeczne jak i kościelne. Uczynienie takiego kroku jest możliwe tylko mocą Ewangelii. Dobra Nowina nie pozwala nam spocząć w zadowoleniu z siebie; Nowina, którą traktujemy jako przeżytą osobiście, w swojej historii (z jej jasnymi jak i ciemnymi stronami). Ona czyni nas wiarygodnymi świadkami swojej wyzwalającej mocy.
W naszej postawie wyszukiwania ubogich dajemy szansę Chrystusowi, aby w nas żył, gdyż taka postawa jest charakterystyczna dla ewangelicznego Dobrego Pasterza, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec i szuka jednej zagubionej – bo Bóg taki jest. W modlitwie dziękczynnej po sakramencie pojednania można przeczytać następujące słowa skierowane do Boga: „Ty nie opuszczasz grzesznika, ale go szukasz z ojcowską miłością”. Czyż może być coś bardziej godnego dla nas ponad bycie jak ON? Oczywiście takie wyszukiwanie wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, może nawet ono zburzyć nam częściowo nasz dotychczasowy sposób myślenia i życia – ale to jest właśnie dynamizm Ewangelii, który nieustannie „niepokoi” serce misjonarza i w ostateczności gwarantuje pełne zrealizowanie się w miłości oraz uniknięcie frustracji.
Przyglądając się naszemu Świętemu Ojcu – Alfonsowi Liguori – zauważamy w jego historii również taki decydujący moment, zmieniający totalnie dotychczasowe życie. Założyciel dostrzegł najmniejszych, tych, którymi nikt się nie zajął, tych, którzy zostali wyrzuceni poza nawias troski społeczeństwa, a także Kościoła. Został do tej misji wezwany z Neapolu (czytaj: z kariery, ze stabilizacji, z prestiżu, ...), usłyszał głos, aby zostać w Scala (czytaj: w ubóstwie, w niepewności jutra, w niezrozumieniu przez innych...). Jednak aby mógł tego dokonać musiał wpierw w tym Scala być, to znaczy: pośród tych ludzi, musiał doświadczyć w jakiś sposób tego, czego oni doświadczali na codzień, wejść w ich rzeczywistość.
Każde dzieło Boże rodzi się z konkretnej sytuacji, z jakiegoś spotkania, które powoduje stukot serca i bardzo silnie przekonuje, że już nic nie będzie tak, jak dotychczas, że zaczyna się coś nowego. Charyzmatu nie odkrywa się podczas rozmowy przy zielonym stoliku, charyzmatu nie wyczytuje się z książek. Alfons odkrył nasz charyzmat na twarzach ubogich i przekazał nam misję jego kontynuacji. W nowych warunkach i czasach nieustannie pojawiają się nam „współcześni mieszkańcy Scala”. Wciąż na nowo dokonuje się spotkanie z twarzami tych, którzy są najmniejsi. Przed każdym z nas – Redemptorystów XXI wieku – nadal aktualny jest wybór: zostać w Scala, a może wrócić do Neapolu, który tak bardzo nęci swym przepychem...
Communicanda nr 4 z 30 marca 1986 roku, posługując się tekstem Konferencji w Pueblo, wskazuje na ludzi ubogich, wyszczególnia ich rysy, konkretyzuje. Są to twarze małych dzieci dotkniętych nędzą jeszcze przed urodzeniem..., twarze dzieci włóczących się po naszych miastach, dzieci tak często wykorzystywanych, co jest następstwem biedy i moralnego rozkładu rodziny..., twarze młodych ludzi, którzy są zdezorientowani, ponieważ nie mogą znaleźć swego miejsca w społeczności...szczególnie zaś chodzi o margines miejski i wiejski..., twarze wieśniaków, robotników, bezrobotnych i niezatrudnionych, twarze ludzi z marginesu społecznego, twarze starszych ludzi, którzy często są traktowani marginesowo jako niewłączający się czynnie w produkcję... Widać więc, że to jest rzeczywistość, która nas otacza, pomimo, że powyższe określenia powstały na gruncie południowoamerykańskim.
Jezus ukryty w ubogich pewnego dnia zaprosił każdego z nas do wyruszenia w drogę. I oto jest nieustannie obecny, tak bardzo namacalny, tak bardzo „obok” nas – zupełnie jak przed laty w Scala. On i tylko On jest powodem tego, że nosimy habit, że żyjemy we wspólnocie, że chcemy być znakiem nadziei na inny świat, gdzie sam Bóg wystarcza. Ten właśnie Jezus poprzez swoją obecność w ubogich, bardzo delikatnie, nie narzucając się, stawia każdemu z nas pytanie (gdyż już sama obecność może być pytaniem): „Widzisz mnie? Rozpoznajesz? To Ja – sens Twojego: ‘ślubuję’. Ukryłem się w tych ludziach, abyś Ty mógł dla mnie żyć. Powiedz, że mnie dostrzegasz. Bardzo chcę, abyś miał swój wzrok cały czas utkwiony we mnie. Ty mnie potrzebujesz właśnie tak objawionego. Nie znajdziesz innego Jezusa, bardziej przystępnego i wygodnego. Dla Ciebie jestem i będę właśnie taki”.
Post scriptum
„Miłość misjonarska wymaga od nich, by prowadzili życie prawdziwie ubogie, dostosowane do warunków życia ludzi biednych, których mają ewangelizować. W ten sposób współbracia okazują solidarność z ubogimi i stają się dla nich znakiem nadziei” (Konst. 65).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zostaw ślad...