poniedziałek, 13 listopada 2006

Obiecanki cacanki... a chrześcijaninowi radość

Artykuł napisany do "Rodziny Odkupiciela" w roku 2003


Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. (Pwt 6, 4-5)

Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. (Rz 10, 17)


Teksty biblijne, które przytoczyłem, mówią o wierze – czym ona jest i skąd pochodzi. Wiara jest kroczeniem przez życie z sercem nastawionym na słuchanie Boga. Tych kilka refleksji ma być poświęconych wierze w moim życiu.

Żyjac w seminarium już piąty rok, może się wydawać rzeczą dziwną pisanie o wierze, która przecież spowodowała, że tutaj jestem. Z drugiej jednak strony widzę, jak często wkrada się w moje życie wypaczone pojęcie wiary. Zwykło się bowiem twierdzić, że jest ona zbiorem prawd – dogmatów, które trzeba wyznawać oraz kodeksem obowiązków, którym trzeba podołać, bo inaczej „podpadniemy„ Panu Bogu, a Jego lepiej nie gniewać. Oczywiście, że te elementy wchodzą w życie wiary, z tą jednak różnicą, że są one jej spontanicznym owocem, są wolną i radosną odpowiedzią człowieka na łaskę Boga. Natomiast wiara rozumiana jako „pańszczyzna„ czyni nas przestraszonymi „wyrobnikami„ będącymi pod obserwacją, a Ewangelię Jezusa brzemieniem nie do uniesienia, staje się Ona Nowiną uciążliwą, a nie jak jest w rzeczywistości – dobrą i upragnioną przez serce każdego człowieka.

Gdybym zapytał się dzisiaj Abrahama: „dlaczego wierzysz w Boga?„, to najprawdopodobniej odpowiedziałby słowami: „swoją wiarę opieram na doświadczeniu Boga Żywego w mojej historii. Ponieważ byłem bankrutem życiowym – nie miałem potomstwa, w ciemnych barwach widziałem moją przyszłosć. Lecz pewnego dnia w tę sytuację beznadziejności wkroczył Bóg ze swoim słowem obietnicy. Zaufałem Jemu i On tego słowa dotrzymał, dlatego w Niego wierzę„.

A gdybym spytał się wierzącego Żyda o jego wiarę, to co on by powiedział? Powiedziałby: „Słyszałem od mojego ojca, że nasi przodkowie byli poniżani w Egipcie, że wypalali cegły dla faraona, że byli bici. Lecz przyszedł czas, że Bóg wysłuchał ich modlitw, że wspomniał na swoje przymierze i wyprowadził ich z niewoli i doprowadził do ziemi obietnicy – zgodnie ze swoim słowem – dlatego wierzę w Boga„.

Ale dlaczego ja – młody chrześcijanin i zakonnik – wierzę w Boga? Na jakiej podstawie mówię w każdą niedzielę „Credo„? Wierzę, ponieważ i ja mam swoją historię zbawienia, mam swoją drogę, którą Bóg ze mną przemierza nieustannie od dnia, gdy wypowiedział moje imię: „Sylwku, chcę abyś żył„. Bóg także dał mi obietnicę, poprzez zanurzenie mnie w wodach Chrztu, że będę szczęśliwy już tutaj na Ziemi, krocząc razem z Nim, że On dziś ma wobec mnie wspaniały plan, którego końcem jest Niebo!

Doświadczenie mojej wiary jest doświadczeniem słowa „Szema„ (co znaczy: słuchaj!), przytoczonego na początku. To słowo mówi w sposób bardzo wyraźny, że tylko Bóg Jahwe jest Bogiem Prawdziwym, że jest On Bogiem jedynym (a więc nie pierwszym, drugim, czy piątym z kolei). Takiego Boga dośwadczyłem w moim życiu – Boga będącego ponad wszystko. Wyrażało się to w momentach, kiedy inne bożki – idole – brały górę, panowały w moim sercu. Z tego powodu cierpiałem, ponieważ oddalając się od Jedynej Miłości, odcinałem się od życiodajnych korzeni. Prawda jest bowiem taka, że każdy idol, który zajmuje miejsce Boga w sercu człowieka – wcześniej czy później niszczy tego, kto oddaje mu cześć. A tym idolem był w moim sercu pieniądz, było kłamstwo, była nim „zła„ muzyka, zmysłowość, chęć górowania i szukanie akceptacji u innych, nawet kosztem swej godności. Te i inne momenty sprawiały, że nie byłem sobą i że nie żyłem całą pełnią i pięknem życia chrześcijańskiego. Zacząłem mieć tego dosyć. Fakty pokazywały mi, że idole, którym się kłaniałem, pożerały mnie; piłem z zatrutego źródła i w efekcie pragnąłem jeszcze więcej, a był to głównie czas szkoły średniej – czas wielu zmagań i decyzji, czas walki o moją tożsamość.

W takiej właśnie sytuacji, kiedy najbardziej potrzebowałem jakiegoś prawdziwego kośćca, na którym mógłbym się oprzeć, odnalazło mnie słowo obietnicy skierowane do mnie przez Boga w Kościele (w którym de facto byłem od początku). Bóg przypomniał mi o sobie, wspomniał na swoją przysięgę daną mi niegdyś – gdy byłem dzieckiem. Usłyszałem na nowo Dobrą Nowinę, że Bóg kocha mnie takiego jakim jestem i kocha mnie za darmo i że ma wobec mnie wspaniały plan! Uwierzyłem w to słowo i postawiłem na Boga. Pamiętam, jak wołałem w mojej modlitwie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną grzesznikiem„. Powoli, krocząc w Kościele drogą wiary, słuchając Słowa, uczestnicząc w życiu liturgicznym i mając doświadczenie wspólnoty, dojrzewałem i widziałem, że Bóg powoli zabierał z mojego życia to, co mnie niszczyło. Ten błogosławiony czas jeszcze dokładniej pokazał mi obłudę idoli, które czciłem. Doświadczyłem, że Bóg nie kłamie, że dotrzymuje danego słowa, że jest Bogiem wiernym. Przyszedł także moment, gdy mogłem odczytać szczególne powołanie, aby zostać Redemptorystą.

Wiele rzeczy dostrzegam dopiero dzisiaj – z perspektywy czasu. Ale o to chyba chodzi w wierze, że ona jest żywa dzięki historii, dzięki wspominaniu wielkich dzieł Boga. wspominanie przyczynia się do wierności. Czas również pokazuje, że moja historia była i jest nadal dla mnie błogosławieństwem. W tych faktach jest obecny Bóg – nawet w najbardziej bolesnych, one pozwoliły mi zrozumieć, że tylko przy Bogu jest szczęście, a takiego doświadczenia nabywa się również przez konsekwencje swojego „twardego serca”.

Wiara jest niezasłużonym przeze mnie darem Boga, na który winienem odpowiedzieć. Życie wiarą ma szansę zaistnieć dopiero w tym momencie, gdy uświadamiam sobie swoją niewystarczalność. Wiara, którą żyję, jest nieustannym wykopywaniem spod nóg wszystkich zabezpieczeń, które przywłaszczają sobie miano Boga i mnie krępują, jest rzuceniem się w jedyne zabezpieczenie – dłonie kochającego Ojca. Mówiąc zaś w życiu: „ja sam„, czyniąc z siebie centrum świata, odwracam się od pomocy Boga, a nawet więcej – czynię Go kłamcą. Jezus Chrystus mówi bowiem w Ewangelii: „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze mnie nic nie możecie uczynić„. (J 15, 5).

Życie wiary jest drogą. Każdego dnia doświadczam trudów tej wędrówki. Jestem grzesznikiem – o tym wiem doskonale i mam świadomość, że mój „stary człowiek„ nie umarł jeszcze do końca – pokazuje mi to moja codzienność. Wiem również, że szatan jest kłamcą, który mnie oskarża przed Bogiem i naśmiewa się z moich klęsk, ponieważ mnie nienawidzi. Mocno wierzę jednak, że Bóg jest wciąż przy mnie i zmaga się razem ze mną przeciwko panowaniu Złego w moim sercu i w świecie – ta walka z moim udziałem będzie trwała aż do błogosławionego dnia śmierci. Na zakończenie przytoczę urywek z piosenki zespołu „Arka Noego„, który w bardzo prosty sposób wyraża sens naszej wiary: „kiedy Bóg coś obiecuje – zawsze słowa dotrzymuje".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zostaw ślad...