niedziela, 1 marca 2009

Apostaci?

W ostatnim czasie coraz głośniej mówi się o apostatach, czyli o tych, którzy formalnie dokonali aktu wystąpienia z Kościoła Katolickiego. Istnieją nawet specjalne strony internetowe i fora, na których można dowiedzieć się co uczynić, by zostać apostatą, jakich dopełnić formalności, itp.
"Niewiara jest lekceważeniem prawdy objawionej lub dobrowolną odmową dania przyzwolenia na nią. Herezją nazywa się uporczywe, po przyjęciu chrztu, zaprzeczanie jakiejś prawdzie, w którą należy wierzyć wiarą Boską i katolicką, albo uporczywe powątpiewanie o niej; apostazją – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej, schizmą – odmowę uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymu lub wspólnoty z członkami Kościoła uznającymi to zwierzchnictwo" KKK 2089.
Apostazja jest więc wg KKK całkowitym porzuceniem wiary chrześcijańskiej. We wczesnym chrześcijaństwie istniały trzy najcięższe grzechy, które wymagały surowego okresu pokuty. Były nimi zabójstwo, cudzołóstwo i właśnie apostazja. W obliczu wielu herezji kuszących dzieci Kościoła, ukuto stwierdzenie: Poza Kościołem nie ma zbawienia. Kościół, tak jak Arka Noego ratuje ludzi przed potopem - przed zagładą. Kto sam opuszcza tę Arkę, skazuje się na potępienie.
Rodzi się jednak we mnie pytanie, czy ludzie, którzy opuszczają Kościół wiedzą, co opuszczają? Inaczej mówiąc, czy to, co porzucają jest rzeczywiście wiarą chrześcijańską? czy to, co zostawiają jest Kościołem? Czasem słyszę, że ktoś odszedł od wspólnoty Kościoła, bo np. zgorszyły go jakieś czarne karty w historii, albo, że ma dosyć bogactwa kleru, obłudy - może ktoś np. spotkał się z "bezdusznym" proboszczem i powiedział: wobec tego, to ja wysiadam... Niezależnie od skali i prawdziwości takich gorszących przypadków pozostaje pytanie, czy człowiek odchodzący od Kościoła naprawdę poznał Kościół, czy może jakąś jego ciemną stronę, która zawsze przecież się będzie uwypuklać. A może ktoś taki porzuca karykaturę Kościoła, którą mu przedstawiono...? Mocne słowa. A może ktoś odchodzi od karykatury Chrystusa, jaką mu przedstawiono...? Mocne słowa. Niemniej jednak wydają mi się prawdziwe. O wiele trudniej jest odejść, jeśli spotkało się Chrystusa w swoim życiu, jeśli miało się relację bardzo osobistą, intymną z Jezusem. Tego nie można tak łatwo, jednym świstkiem wymazać...
Wniosek? Potrzeba byśmy jako katolicy - i duchowni i świeccy - dawali temu światu znaki darmowej miłości Boga, pokazywali, że Kościół jest dla grzeszników, że w tej wspólnocie można razem iść do świętości, że nikt się nie zgorszy tym maluczkim, poranionym, bezbronnym...
Trochę chaotycznie, na gorąco - choć post ten leżał sobie w roboczych prawie 2 miesiące...

4 komentarze:

  1. Znam osobiście wielu apostatów i podpisują by nie mieć tzw "wyrzutów sumienia".. Bywają tacy którzy w myśl Nowo testamentalnego wezwania "Bądź Zimny Albo Gorący! A jak letnim wyrzucę cie z ust moich.." [por Ap] odpowiadają na nie niejako podpisując dokument Apostazji, (ja to na nazywam pół-cyrograf) by być tym Zimnym. Co gorsza, dla mnie ta logika ma sens...

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak...tylko Ci co nie poznali kościoła od niego odchodzą. Tylko czy skoro go nie poznali w ogóle do niego należeli?

    OdpowiedzUsuń
  3. Formalnie na pewno - poprzez sakrament chrztu

    OdpowiedzUsuń

zostaw ślad...